adam-bielan

Bielan: In vitro i tzw. afera SKOK-ów to starannie, od dawna przygotowywane przez polityków PO tematy

20 Marzec 2015

Kampania Andrzeja Dudy po mocnym starcie została zepchnięta do defensywy. – Moja jedyna krytyczna uwaga jest taka, że kampania zaczęła się zbyt późno – mówi w „Bez autoryzacji” Adam Bielan, były europoseł, polityk Zjednoczonej Prawicy. Dodaje, że Duda powinien zacząć walczyć o wyborców jeszcze wcześniej niż w listopadzie.

To dobrze, że zawieszono kampanię wyborczą? I jak długo to powinno potrwać? Tylko dzisiaj? Dłużej?

Ta decyzja była potrzebna, bo to, co się wydarzyło, było wstrząsem dla nas wszystkich. Po pierwsze ze względu na śmierć naszych rodaków, a po drugie dlatego, że padli ofiarą zamachu terrorystycznego. To uświadamia nam, że terroryzm jest zagrożeniem globalnym, może dotknąć też nas. W takich warunkach trudno prowadzić kampanię wyborczą. Decyzja prezydenta Komorowskiego i Andrzeja Dudy jest zrozumiała.

Z jednej strony zawieszenie kampanii, z drugiej Paweł Szefernaker ze sztabu Andrzeja Dudy pisał, że Komorowski nie potrafi zaprowadzić zgody nawet w swoim obozie. Chodziło mu o rozbieżność w sprawie żałoby narodowej. To był typowo kampanijny wpis na Twitterze.

Decyzja dotyczy samych kandydatów. W kampanię są zaangażowane dziesiątki osób, mają różną wrażliwość, każdy inaczej reaguje na takie tragedie. Czasami osoby zaangażowane w kampanię 24 godziny na dobę nie potrafią tak od razu zwolnić. Z kolei media społecznościowe – co wiem także po sobie – piszemy coś, a dopiero później myślimy. Nie czyniłbym z tego jakiegoś zarzutu, dla mnie liczą się przede wszystkim deklaracje obu głównych kandydatów.

Te wydarzenia mogą wpłynąć na poparcie dla kandydatów, tak jak konflikt na Ukrainie wpłynął na wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego?

Nie sądzę. Konflikt na Ukrainie uświadomił nam, w jak niebezpiecznych czasach żyjemy, ale też przypomniał nam, jakie jest nasze położenie geopolityczne i rozpoczął dyskusję na temat naszego bezpieczeństwa narodowego i wydatków na armię. On miał oczywiście wpływ na wynik. W momentach dużego zagrożenia często zyskują rządzący, bo naturalną reakcją jest skupienie się ku rządzącym.

W tym przypadku nie mamy jednak do czynienia z narastającym zjawiskiem, stanem permanentnego kryzysu, tak jak na Ukrainie, ale ze zjawiskiem jednorazowym, które – mam nadzieję – szybko się nie powtórzy. Przynajmniej w stosunku do naszych rodaków.

Ma pan duże doświadczenie w prowadzeniu kampanii. Nie uważa pan, że sztabowcy Andrzeja Dudy przecenili jego młodość i wytrzymałość? Mocno go eksploatują, a zmęczenie na jego twarzy jest coraz bardziej widoczne.

Kampanię wyborczą należy oceniać po jej zakończeniu. Ocenianie jej teraz, to jak ocenianie meczu piłkarskiego po 15 minutach. Zdarza się, że drużyna, która gra ładnie, przegrywa. Liczy się wynik. Nie mam takiego wrażenia jak pan. Moja jedyna krytyczna uwaga jest taka, że kampania zaczęła się zbyt późno. Mam nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku tego czasu nie zabraknie.

Andrzej Duda jest pracowity, ma dobrą kondycję. Może trzeba lepiej układać jego kalendarz. Ale w kampanii wyborczej takie zmęczenie jest nieuniknione. Dwukrotnie towarzyszyłem kandydatom na prezydenta i każdy, kto prowadził taką kampanię wie, że wtedy trzeba dać z siebie wszystko. Wyborcy oceniają też sposób reagowania na stres, zmęczenie, bo wiedzą, że głowa państwa może się znaleźć w takich sytuacjach kryzysowych. Moim zdaniem Andrzej Duda zdaje ten test pozytywnie.

Marek Migalski pisze, że polska kampania jest jak wysepka, na której są politycy i dziennikarze, ale wybory wygrywa się docierając do tych, którzy są na brzegu jeziora. Konkluduje, że na razie tylko Komorowskiemu udało się ich zainteresować, dzięki sprawom in vitro i konwencji antyprzemocowej.

Staram się czytać większość tekstów doktora Migalskiego, ale tego jeszcze nie znam. Myślę, że analogia jest trafna, bo o wyborach nie decydują ci, którzy już na początku kampanii mają sprecyzowane poglądy, ale ci, którzy na co dzień się polityką nie interesują. Zaczynają dopiero w trakcie kampanii, tuż przed samymi wyborami i to oni decydują o wyniku.

W takich warunkach kandydat taki, jak Andrzej Duda, który startował z niskim poziomem rozpoznawalności i nie ma takich zasobów medialnych jak urzędujący prezydent, miał trudniej. Dlatego liczy się czas. Wydawało mi się, że nawet start w listopadzie jest późny i trzeba wykorzystywać każdy dzień. Od sześciu tygodni kampania jest już bardzo intensywna i Andrzejowi Dudzie udało się zdobyć wysoki poziom rozpoznawalności.

Dzięki temu media nie mogą go już lekceważyć, bo na początku roku media ignorowały jego objazd po Polsce. To coś najgorszego dla kandydata, jeżeli jest przez media centralne niezauważany. Teraz tego już nie ma i ta rozpoznawalność będzie kluczowa po 26 marca, w najważniejszym etapie kampanii. Wtedy będziemy znać już nazwiska wszystkich zarejestrowanych kandydatów.

Po Świętach Wielkanocnych będzie walka o tych, którzy nie są zdecydowani. A wygrają ją ci, którzy mają inicjatywę, którzy narzucają korzystne dla nich tematy. Jeśli tego się nie da zrobić, to nie zawsze jest wina sztabu. Czasem są przyczyny obiektywne, albo przeciwnik jest tak silny, że nie da się go pokonać.

Nie ma co ukrywać, że zarówno in vitro, jak i tzw. afera SKOK-ów to starannie, od wielu tygodni przygotowywane przez polityków Platformy tematy. Tu nie ma żadnego przypadku, to element kampanii negatywnej, jak w przypadku SKOK-ów, a z drugiej strony mającej postawić Andrzeja Dudę w defensywie, jak w przypadku in vitro.

źródło: natemat.pl