Jacek Żalek o encyklice „Laudato Si” papieża Franciszka

31 Lipiec 2015

Czy papież doprowadzi do chrystianizacji zielonej lewicy, czy też przeciwnie – zielona lewica przekona papieża do zasadności wprowadzenia eko-tyranii? – pytają publicyści.

„Laudato si’, mi’ Signore – Pochwalony bądź, Panie mój…” Tymi słowami świętego Franciszka z Asyżu rozpoczyna się encyklika papieża Franciszka. Encyklika ważna, bo usiłująca kompleksowo odnieść się do zagadnień ekologii, rozumianej przez papieża jako „ekologia integralna”.

Czym jest „ekologia integralna” i czym się różni od hałaśliwej ekologii medialnej? Otóż ma jeden wyróżnik – nie zapomina o człowieku, przyznając mu należne miejsce w ekosystemie rozumianym zarówno jako sfera ożywiona, nieożywiona, ale też ekosystem społeczny – przestrzeń kulturowa, w której się rodzimy i funkcjonujemy.

W tym miejscu Franciszek zdaje się być kontynuatorem myśli swoich poprzedników , w tym Jana Pawła II, który zdefiniował pojęcie „ekologii ludzkiej”, czy Benedykta XVI, który w Bundestagu powiedział: „Człowiek nie stwarza sam siebie. Jest on duchem i wolą, ale jest też naturą”. Franciszek zauważa, że to Święty Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice ostrzegł, że „człowiek zdaje się często nie dostrzegać innych znaczeń swego naturalnego środowiska, jak tylko te, które służą celom doraźnego użycia i zużycia”. Następnie zachęcał do globalnego „nawrócenia ekologicznego”.

Dużo uboższe w tym wymiarze wydaje się być tradycyjne definiowanie pojęcia ekologii (gr. oíkos + lógos = dom + nauka) – to nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami. Mimo to, pojęcie ekologii i działania ekologów, choć świeckie – wpisują się w teologiczne przesłanie słów kolejnych papieży.

Czymś innym jest oczywiście problem określania różnej maści protestujących mianem „ekologów”, gdy w istocie o ekologii nie mają oni większego pojęcia. Są to zazwyczaj działacze ideologiczni, którym bliżej jest do ekologizmu niż ekologii. Ekologizm jest totalitarny i antyludzki, i – w całkowitej opozycji do przesłania encykliki „Laudato Si” – prowadzi do zniewolenia narodów oraz pogłębiania różnic ekonomicznych i kulturowych. Tezę tę wyjaśnimy już za chwilę. „Obowiązkiem naszym – każdego katolika, każdego chrześcijanina – jest poważny, odpowiedzialny stosunek w tych wszystkich trzech stronach: Bóg, bliźni i przyroda, która w tej interpretacji jest tym „ubogim”. Tym, który ponosi konsekwencje chciwości i nadmiernej eksploatacji” – podkreśla o. dr Stanisław Jaromi, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu. A co promuje ekologizm? Odhumanizowanie działań, zrównanie wartości ludzkiej z każdym innym gatunkiem, dogmat dekarbonizacji i promocje określonych technologii odnawialnych źródeł energii (OZE). „Ekologiści traktują ochronę środowiska naturalnego w sposób instrumentalny, jako pretekst do globalnej przebudowy stosunków społeczno – gospodarczych”.

Dyskusja nad tym zagrożeniem trwa już od jakiegoś czasu. Na stronie Niepoprawni.pl znajdujemy cytat.: „Jeżeli np. teza o globalnym ociepleniu zostanie (przy społecznym poklasku) usankcjonowana prawnie i podniesiona do rangi niepodważalnego dogmatu, w ręce ekologistów (działaczy, różnych polityków i zideologizowanej biurokracji) trafi gigantyczna władza i fundusze. Zniknie gospodarka taka, jaką znamy, zastąpiona jakimś globalnym systemem nakazowo – rozdzielczym, gdzie nośnikiem bogactwa stanie się dystrybucja kwot CO2. Zamiast „niewidzialnej ręki rynku”, będzie „niewidzialna waluta” rozdzielana przez ogólnoświatowych redystrybutorów, pożądana bardziej niż dziś ropa i gaz razem wzięte”. Przy czym korporacje tradycyjne, kojarzone z przemysłem i instytucjami finansowymi zostaną zastąpione przez inne korporacje – ekologistów, którzy, wbrew szerokiej wiedzy społecznej już dzisiaj zarządzają niewidoczną walutą – prawami do emisji CO2. Kto stworzył rynek, z którego wyparowało wiele miliardów dolarów? Kluczowe „zielone organizacje”, międzynarodowe korporacje nowego typu.

Papież zauważa to pisząc „Kultury ekologicznej nie można sprowadzać do serii nagłych i jednostronnych odpowiedzi na problemy” i dalej „W przeciwnym razie nawet najlepsze inicjatywy ekologiczne mogą w ostateczności znaleźć się w obrębie tej samej zglobalizowanej logiki”.

Papież z pewnością jest duszpasterzem, ale dość niezręcznie porusza się w obszarach ekologii i energetyki. To nierozsądne, by papież uznawał za własne słowa naukowców i lobbystów, których prawdziwości w żaden sposób sam nie jest w stanie zweryfikować, a majestatem swej instytucji sankcjonuje formułowane przez nich tezy.

Bo czy poniższe stwierdzenia są słowami papieża – teologa? Na przykład:”…ocieplenie ma wpływ na cykl węglowy”, „…większość globalnego ocieplenia w ostatnich kilkudziesięciu lat zawdzięczamy wysokiemu stężeniu gazów cieplarnianych (…) głównie z powodu działalności człowieka”. Trudno pogodzić ostrożność papieża w odniesieniu do GMO, które nazywa „złożoną kwestią ekologiczną” z inną jego wypowiedzią: „Różne gatunki zawierają geny, które mogą być kluczem do zaspokojenia w przyszłości pewnych ludzkich potrzeb lub uregulowania pewnych problemów ekologicznych”. Papież stawia ważne tezy i wywołuje poważną dyskusję zarówno z zamożnymi korporacjami, przemysłem, politykami, jak i środowiskami zielonej lewicy stwierdzając w encyklice.: „Przekroczono pewne maksymalne granice eksploatacji planety, choć nie rozwiązaliśmy problemu ubóstwa”; „Proces degradacji środowiska ludzkiego i środowiska przyrodniczego zachodzi jednocześnie i nie poradzimy sobie z degradacją środowiska naturalnego, jeśli nie zwrócimy uwagi na przyczyny związane z degradacją człowieka i społeczeństwa”. Nie sposób również pominąć tak ważnej wypowiedzi jak.: „Niekiedy dostrzegamy obsesję na tle odmawiania osobie ludzkiej wszelkiej wyższości i prowadzona jest walka o inne gatunki , ale nie podejmujemy takiej samej walki, by bronić równej godności istot ludzkich”.

Papieżowi brakuje jednak konsekwencji, gdy dotyka zagadnień, których – wkraczając w obszar nauki – nie potrafi właściwie ocenić i zinterpretować: „Drogi, nowe uprawy, ogrodzenia, zbiorniki wodne dzielą obszary w taki sposób, że populacje zwierząt nie mogą już migrować lub poruszać się swobodnie, co prowadzi do zagrożenia wyginięciem niektórych gatunków”. Aż prosi się, by postawić papieżowi pytanie, czy z powodu tych zbiorników i upraw chodzi o wyginięcie całych gatunków, czy jedynie wspominanych populacji? Bo to nie to samo. I czy przewidywana strata rzeczywiście jest znacząca, czy lokalna? I jak – na gruncie opisanej w encyklice „ekologii integralnej” – ma się to do ratowania innych populacji, w tym ludzkich, którym zapewniono w ten sposób wodę, żywność i bezpieczny transport?

Co jest „solą” encykliki papieża Franciszka? Bo nie jest nią z pewnością apel o umiar. Wprawdzie papież już od pierwszego dnia swego pontyfikatu bardzo wiarygodnie okazuje umiar, niemniej apel o ograniczenie „użycia i zużycia” już wcześniej wyartykułował papież Jan Paweł II. Gdzie zatem szukać oryginalności myśli Franciszka? Uważamy, że jest nią teza z trzeciego rozdziału encykliki pt.: „Ludzki pierwiastek kryzysu ekologicznego”, w którym bardzo mocno zabrzmiały słowa „Nie ma ekologii bez właściwej antropologii. Gdy osoba ludzka uważana jest jedynie za jakiś kolejny byt pośród innych, pochodzący jakby z gry losowej lub fizycznego determinizmu…” „Nie można bowiem promować relacji ze środowiskiem, pomijając relacje z innymi ludźmi. Ponieważ wszystko jest ze sobą powiązane, nie da się pogodzić obrony przyrody z usprawiedliwieniem aborcji”.

Pod koniec tego rozdziału papież czyni niezwykle celną uwagę na temat manipulacji genetycznych : „…niepokoi fakt, że gdy niektóre ruchy ekologiczne bronią integralności środowiska i słusznie domagają się ograniczenia badań naukowych, to niekiedy nie stosują tych samych zasad do życia ludzkiego. Kiedy dokonuje się eksperymentów na żywych zarodkach ludzkich, to często usprawiedliwia się przekroczenie wszelkich granic, zapominając, że niezbywalna wartość istoty ludzkiej znacznie wykracza poza stopień jej rozwoju”.

Nie sposób pominąć rozdział czwarty, poświęcony „Ekologii integralnej” jako ekologii środowiskowej gospodarczej i społecznej. Już poprzednik Franciszka, papież Benedykt XVI zauważył „Każde naruszenie solidarności i przyjaźni obywatelskiej, powoduje szkody ekologiczne”.

A skoro tak, to jakże żałośnie w świetle słów obu papieży brzmią dzisiaj pokrzykiwania zielonych organizacji w Dolinie Rospudy, którą wraz z zamieszkującym tam społeczeństwem potraktowano jak poligon doświadczalny. Po ugraniu celu propagandowego ten maluteńki skrawek Polski pozostawiono na wiele lat, z rozgrzebaną inwestycją negatywnie oddziałującą na przyrodę, z osamotnionymi i wywłaszczanymi za bezcen mieszkańcami ziemi augustowskiej, że o zwykłych śmieciach pozostawionymi pod drzewami, na których wisieli protestujący, nie wspomnimy. Jak, w świetle słów obu papieży, inaczej niż negatywnie oceniać arogancką postawę części „zielonych” , którzy obecnie przemocą prawną i PR-ową chcą zafundować mieszkańcom Regionu Puszczy Białowieskiej swój „raj”, całkowicie ignorujący oczekiwania mieszkańców. Franciszek doskonale zauważa takie problemy stwierdzając.: „Zanik pewnej kultury może być równie albo jeszcze bardziej poważny jak wyginięcie gatunku zwierząt lub roślin. Narzucenie pewnego hegemonicznego stylu życia związanego z określonym sposobem produkcji może być równie szkodliwe jak zniszczenie ekosystemu”. I to właśnie jest nowe spojrzenie encykliki na kwestię ekologii, której podmiotem jest człowiek. W kontekście ograniczania emisji CO2 papież wydaje się jednak niekonsekwentny. W akapicie 165 wyraźnie opowiada się za dekarbonizacją i rezygnacją z paliw kopalnych zapominając, że właśnie dzięki nowym technologiom można z nich korzystać inaczej i bezpiecznie . Z drugiej strony stwierdza: „Grozi to nałożeniem na państwa uboższe trudnych zobowiązań do redukcji emisji, porównywalnych do nałożonych na kraje uprzemysłowione (…). W ten sposób pod pozorem troski o środowisko, pojawia się nowa niesprawiedliwość”.

Trudno o lepsze spostrzeżenie choćby względem Polski, która węglem i na węglu stoi. Dla przykładu, realizacja przez Polskę zobowiązań tzw. „pakietu klimatycznego” do roku 2050 tj. redukcji o 50% emisji CO2 – spowoduje ograniczenie tej emisji w skali globalnej zaledwie o 0,3%, a zadłuży Polskę o dodatkowe 1,5 biliona złotych (tak, 1.500 miliardów!), co sprawi, że Polska stanie się bankrutem. Czy na tym polega zrównoważony rozwój? A może to właśnie jest kwintesencja tzw. ekologizmu?

Dlatego analizując Encyklikę „Laudato Si” mamy ambiwalentne odczucia. Zadajemy sobie pytanie, czy troska o słabych i wykluczonych odniesie efekt ekologiczny i stanie się zarazem sposobem na chrystianizację zielonej lewicy, czy też przeciwnie – zielona lewica przekona papieża do zasadności wprowadzenia eko-tyranii? Obawa nie jest przesadzona, ponieważ w trosce o słabych papież sankcjonuje bardzo niepokojące treści rodem z „zielonego” totalitaryzmu.

Trudno zignorować obawę, że Franciszkowi chytrze podrzucono treści zwyczajnie stworzone przez „zielone” środowiska które są obecnie osią większości sporów wokół inwestycji i odkryć np.: „Jeśli obiektywna informacja prowadzi do przewidywania szkód poważnych i nieodwracalnych nawet gdyby nie było ich bezspornego potwierdzenia, to każdy projekt powinien być zatrzymany lub zmieniony. Waga dowodu nie jest zatem tak istotna, gdyż w tych przypadkach musimy zapewnić argument obiektywny i przekonujący, że planowana działalność nie wyrządzi szkód środowisku lub zamieszkałym tam ludziom”. Trudno o większy, papieski bon mot oparty o pokrętne wytyczne międzynarodowe, i poradniki Unii Europejskiej. Jak bowiem uznać informację za obiektywną, skoro waga dowodu jest… nieistotna? Skąd czerpać obiektywizm? Papież okrutnie zaplątał się w skrzętnie zastawioną pułapkę, z której nie ma dobrego wyjścia. Umniejszając wagę dowodu żąda obiektywnej informacji na nieistnienie zagrożeń.

Rzuca tym samym wyzwanie całemu dorobkowi ontologii. W ślad za głupimi wytycznymi ekologistów, niejako nakazuje współczesnym myślicielom, inwestorom i odkrywcom konieczność przedstawiania obiektywnej informacji na istnienie niebytu (istnienie braku negatywnego oddziaływania).

Problem bardzo trafnie omówił prof. dr hab. Przemysław Mastalerz odnosząc się do wynikającej z tego założenia zasady przezorności stwierdzając: „Jest to nielogiczne żądanie, ponieważ zasady logiki nie pozwalają na udowodnienie, że coś nie istnieje. Oznacza to, że można udowodnić istnienie zagrożenia, ale nie jego brak”.

W tym kontekście zupełnie nieprzekonująco brzmi dalsza część wypowiedzi Franciszka, który ewidentnie nie dostrzega pułapek tzw. zasady przezorności: „Nie oznacza to sprzeciwu wobec wszelkich innowacji technologicznych, które mogą poprawić jakość życia ludzi”.

Wobec powyższego stwierdzenia postawmy pytanie, jak na gruncie tezy zwartej w akapicie 186 encykliki „Laudato Si”, skutecznie ograniczyć anarchię ekoterroryzmu zdolnego każdemu zarzucić złą wolę i przypisać domniemanie winy? Jak na gruncie akapitu 186 encykliki wykluczyć owe domniemanie winy i obarczanie inwestora pomówieniem, w imię przemyślanej gry rynkowej nieuczciwych konkurentów? Jak papież w obszarze przyziemnym – gospodarczym formułuje obiektywizm argumentów, i znaczenie słowa „prawda”? Czyż nie jest tak, że inwestorzy, odkrywcy i instytucje po raz kolejny ustawiane są w pozycji Piłata usiłującego ustalić „czym jest prawda”?

Zgoda na podejście zawarte w akapicie 186 to niebezpieczna i prosta droga do uznawania „prawd” tych, którzy są głośniejsi i silniejsi. Przy czym nie zawsze tym silniejszym jest uczciwy przedsiębiorca i wynalazca. Coraz częściej są nimi wyznawcy ekologizmu, i chytrzy gracze rynkowi, których stać na zablokowanie inicjatyw za pomocą narzędzi czarnego PR-u. Bolesnych skutków powszechnych nadużyć doświadczają na własnej skórze mieszkańcy chociażby obszarów NATURA 2000 – płacący wysoką cenę wegetacji w „naturalnych” rezerwatach.

Papież ufa ludziom poszukując w ruchach ekologicznych obrońców dzieła stworzenia. To dobrze, lecz w tym samym momencie nie zauważa jak bardzo promuje ruchy gardzące chrześcijaństwem i traktujące chrześcijaństwo jedynie instrumentalnie, w celu poszerzenia strefy wpływów na ludzi wrażliwych. Nie jest żadną tajemnicą, że w europejskich „zielonych” organizacjach praktykujący chrześcijanie są w mniejszości. Łatwo za to spotkać ateistów, i agnostyków. To między innymi dlatego wartość człowieka jest tam często sprowadzana do wartości roślin, zwierząt, czy wręcz drobnoustrojów. To dlatego usuwany embrion ludzki jest bardziej białkiem i składnikiem obiegu materii niż człowiekiem. Nurtuje nas więc pytanie: Czy dobre jest wspieranie idei jawnie ateistycznego nurtu w Unii Europejskiej wierzącego w dogmat dekarbonizacji?

Ekologizm jest ze swej natury antychrześcijański. Być może papież uznał, że ateistyczni „zieloni”, niczym biblijni celnicy mogą się stać choćby sympatykami wartości chrześcijańskich w obronie dzieła Stwórcy. Franciszek stwierdza bowiem: „Nie możemy popierać duchowości, która zapomniałaby o Bogu wszechmogącym i Stwórcy”. Czas pokaże, czy tak będzie, i czy Encyklika „Laudato Si” będzie przysłowiową kroplą drążącą skałę. Oby tak się stało, lecz póki co cel ten jest daleki od realizacji.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że „zielone” lobby już „zwerbowało” dobrodusznego papieża i będzie odtąd sankcjonować swoją antychrześcijańską, totalitarną wizję świata poprzez cytowanie podrzuconych do encykliki tez ekologistów. Fakty są bardzo znamienne. Franciszek, jeszcze „teologów” lewicy nie przekonał do ochrony życia ludzkiego od jego poczęcia, a w zasadzie już opowiedział się za dekarbonizacją, którą te środowiska z powodzeniem zarządzają, czerpiąc przy tym gigantyczne zyski dla światowych korporacji.

Jacek Żalek jest posłem Polski Razem Zjednoczonej Prawicy. Grzegorz Chocian jest ekspertem w dziedzinie ochrony środowiska.

źródło: rp.pl