paweł kowal

Kowal: Cichy pogrzeb

13 Czerwiec 2015

Od Krakowa do Brukseli. Ewa Kopacz zepsuła pogrzeb. Jeszcze rano 10 czerwca, po tym jak za młodymi naukowcami ujął się prezydent elekt Andrzej Duda, wydawało się, że tym razem temat będzie głównym daniem w programach informacyjnych. A tu bęc.

Niejaki Stonoga obudził aferę taśmową po rocznej drzemce, sprawiając, że przez całą środę po parkietach Kancelarii Premiera turlały się ścięte głowy.

Czarny protest utrzymał się cudem na ostatnich pozycjach serwisów informacyjnych. A było tak: na kilkunastu polskich uczelniach zawisły czarne flagi – nie pierwszy to dzwonek alarmowy. Miesiąc temu przez polskie miasta przeszły czarne marsze, na ulicy przy Ministerstwie Nauki trwały wykłady. Teza Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej i jego lidera Aleksandra Temkina jest jasna jak słońce i czarna jak kir jednocześnie.

Umiera humanistyka, coraz trudniej jest w naukach społecznych.

Gdyby ludzie nauki byli połączeni wspólnymi poglądami politycznymi, dawno obaliliby rząd za to, co się dzieje z systemem finansowania badań naukowych. Nie jest przypadkiem, że młodych naukowców popierają autorytety polskiej nauki jak Ewa Wipszycka czy Miłowit Kuniński. Stałe obniżanie dotacji dla instytucji badawczych, w tym instytutów PAN, uzależnianie dotacji dla uniwersytetów od liczby studentów na wydziałach, co faktycznie likwiduje mniej oblegane kierunki, w których nazwie nie ma słowa „biznes”.

Młodzi naukowcy na, powiedzmy, „nierynkowych” kierunkach nie są w stanie za swe pensje (tysiąc–dwa tysiące złotych) przetrwać miesiąca w wielkim mieście – a w takich najczęściej mieszczą się instytucje naukowe. Nawet gdyby nie zakładali rodzin, nie utrzymywali dzieci, żyli jak zakonnicy oddani tylko pracy naukowej, zabraknie im nie tylko na książki, internet, ale nawet na garnitur, w którym mają szansę odebrać doktorat, jeśli go napiszą.

W rezultacie nikt prawie nie zajmuje się normalnymi badaniami, a ludzie, żeby przeżyć, szukają drugiego i trzeciego zajęcia. Efekt? To jasne; słabsze efekty, pisanie „pod granty”, tygodnie spędzane na wypełnianiu druczków; a nuż się uda tym razem? Lena Kolarska-Bobińska, obecna minister nauki, nie ma przebicia politycznego, by posprzątać po poprzedniczce.

Bo właściwie to pytanie brzmi tak: czy koniecznie potrzeba uczyć łaciny, greki, wykładać historię antyczną i archeologię? Po co uczyć socjologii, etnografii itd.? Po co Polsce uniwersytety? Jak kogoś tak bardzo obchodzi studiowanie Szekspira, niech sobie pojedzie do Anglii, a amatorzy Dostojewskiego – do Moskwy. Proszę bardzo. U nas liczy się rachunek, a na Arystotelesie zarobić się nie da. Tanie państwo jak malowane.

źródło: dziennikpolski24.pl