Marek Czarnecki: Jestem i będę adwokatem polskich spraw
Marek Czarnecki – lat 55, były wojewoda bialskopodlaski i poseł do Parlamentu Europejskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Warszawie – Czarnecki & Bagińska, Adwokaci i Radcowie Prawni. Jako adwokat występuje przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu w obronie praw tych, którzy zostali oszukani i skrzywdzeni, tych których zawiódł polski wymiar sprawiedliwości. Mieszkaniec Łomianek w województwie mazowieckim.
„Jedynka” na mazowieckiej liście Polski Razem Jarosława Gowina w nadchodzących wyborach do Europarlamentu.
Zachęcamy do przeczytania wywiadu:
Czy Polska jest państwem prawa?
Badania opinii publicznej pokazują, że 51 % obywateli uważa, że dzisiejsza Polska nie jest państwem prawa, a 40 % Polaków negatywnie ocenia działalność wymiaru sprawiedliwości i uważa, że jest on skorumpowany, a przecież zaufanie do sądów jest podstawą zaufania do państwa. Ten głos opinii publicznej powinien być potraktowany przez rząd jako dzwon alarmowy.
A czy mógłby Pan podać jakieś konkretne przykłady potwierdzające te oceny?
Łamanie i nieprzestrzeganie prawa przez organy władzy publicznej w Polsce jest codzienną praktyką. Dochodzi do absurdów. Przypomnę przypadek osiemdziesięcioletniej babci oskarżonej w procesie karnym o kradzież jednej kostki masła, czy też tragedię rodziny Olewników oraz samosąd we Włodowej, a także przypadek wypuszczenia przez sąd z aresztu dwóch psychopatów znęcających się nad żonami. Jeden po uwolnieniu zamordował szwagierkę i jej męża, gdyż nie podali mu miejsca ukrywania się żony. Drugi po wyjściu z aresztu spełnił uprzednio złożoną groźbę i zabił żonę. Pamiętamy również sytuację, gdy sąd odmówił aresztowania pedofila, który po wyjściu z więzienia terroryzował ofiarę gwałtu i jej rodzinę. To tylko wydarzenia z ostatnich miesięcy nagłośnione przez media, a jest przecież znacznie więcej takich spraw, które do chwili obecnej nie zostały ujawnione publicznie.
Czy w związku z tym sędziowie nie powinni ponosić odpowiedzialności za wydane wyroki?
Zawód sędziego wiąże się z potężną władzą. Nikt, nawet premier, ani prezydent nie ma takiej władzy nad obywatelami jaką ma sędzia. To sędzia bezpośrednio i często jednoosobowo decyduje o życiu człowieka (strach pomyśleć co by było, gdyby sędziowie mogli orzekać karę śmierci), o jego zdrowiu czy też majątku. Sędziowie, którzy wydają wyroki niesprawiedliwe i sprzeczne z prawem nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Ponad miarę rozbudowany immunitet sędziowski chroni skutecznie sędziów przed karą, nawet za przekroczenie dozwolonej prędkości. Pociągnięcie do odpowiedzialności sędziego za nierzetelną pracę i złe wyroki w Polsce jest praktycznie niemożliwe. Dotychczas nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności nawet najbardziej skorumpowani sędziowie stanu wojennego, którzy nadal zajmują najwyższe stanowiska sędziowskie. Wielu sędziów wówczas sprzeniewierzyło się przysiędze i poszło na współpracę ze służbą bezpieczeństwa, wielu wydawało wyroki zgodnie z poleceniami sekretarzy PZPR.
Dlaczego Polacy sądach czekają tak długo na wydanie wyroku?
Sprawy sądowe w Polsce toczą się błyskawicznie zazwyczaj tylko wówczas, gdy dotyczą osób z pierwszych stron gazet. Wyrok w sprawie Dody (znanej piosenkarki) i ustalenie czy pojawiła się na jakiejś imprezie bez majtek zajął sądowi trzy miesiące. Tymczasem sprawy zwykłych obywateli trwają latami. Gdy wyroki zapadają po latach, nikt już nie pamięta, o co chodziło w sprawie, a kary stają się abstrakcyjne w stosunku do winy. Co sędziowie chcą w ten sposób osiągnąć? Czy nie chodzi przypadkiem o ukrycie własnych błędów? Dlaczego sędziowie zasłaniają się złą procedurą? Dlaczego nie zaproponują jej usprawnienia?
Sędziowie bronią się przed takimi zarzutami tym, że zarabiają za mało i że są przeciążeni nadmierną ilością spraw.
Rzeczywiście polscy sędziowie wolą żądać dla siebie coraz to wyższych pensji i urządzać „dni bez wokandy”, czyli mówiąc wprost strajkować. Sędziowie często tłumaczą to, że sprawy tak długo się wloką nieodpowiednimi warunkami pracy, co nie jest prawdą. Jako poseł do Parlamentu Europejskiego bywałem w wielu sądach w Anglii, we Francji, czy też Niemczech i widziałem w jak skromnych warunkach pracują sędziowie. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że nakłady na sądownictwo w Polsce są wyższe niż w większości krajów europejskich. Nie ma w Unii Europejskiej kraju, który wydaje więcej na sądownictwo.
W takim razie dlaczego jest tak źle?
Środki na sądownictwo są niewłaściwie wydawane. Większość pieniędzy przeznacza się na nowe budynki przypominające pałace (Trybunał Konstytucyjny w Warszawie) lub super nowoczesne biurowce (Sąd Najwyższy – zupełnie niefunkcjonalny lub Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie). Wyposażenia mebli nie powstydziliby się nawet prezesi najbogatszych prywatnych spółek, tylko że oni muszą na to zarobić, a prezesi polskich sądów wydają bezsensownie pieniądze podatników. Tymczasem środki finansowe powinny być przeznaczone na kształcenie sędziów, na wbijanie im do głowy, że sądy mają wymierzać sprawiedliwość, a nie tylko ślepo stosować prawo, tak jak w sprawie emerytki – kioskarki z Łodzi – pani Ewy Stokowskiej oskarżonej o narażenie skarbu państwa na stratę 2 groszy i ukaranie jej przez sąd grzywną w wysokości 500 zł i kosztami sądowymi, co pochłonęło połowę jej emerytury.
A czy zgadza się Pan z postulatem sędziów, aby zwiększyć ich liczbę ?
Wytłumaczeniem ślamazarnej pracy sędziów również nie jest brak sędziów. Wśród państw europejskich mamy największą liczbę sędziów przypadających na obywatela oraz pracowników sądowych. Pomimo to, sprawy jak się wlokły tak się wloką, a obywatele traktowani są jak natrętni petenci, którym robi się łaskę, że ich sprawę przyjmie się do sądzenia. A przecież za wszystko w sądzie obywatel płaci i to nieraz bardzo duże kwoty. Opłaty sądowe, wpisy, znaczki sądowe, obywatel nic nie ma za darmo, a pomimo to często jest traktowany z lekceważeniem i z brakiem elementarnej kultury. Aroganckie zachowanie sędziów podczas rozpraw, podnoszenie głosu, pokrzykiwanie na strony i pełnomocników, wykazywanie zniecierpliwienia przy przesłuchiwaniu świadków, czy stron, w szczególności przy zadawaniu im pytań to zachowania, które można spotkać każdego dnia na sali rozpraw w polskim sądzie. Szczególnie jest to przykre w przypadku młodych sędziów orzekających w sprawach rodzinnych, którzy nie rozumieją, że dla każdej osoby występującej w sądzie obojętnie w jakim charakterze, jest to wydarzenie bardzo stresujące. Wielu sędziów albo zapomniało, albo nie zna takich podstawowych słów jak: dziękuję, przepraszam czy dzień dobry.
Ma Pan ogromne doświadczenie w pracy przed polskimi sądami. Jak Pan ocenia jakość organizacji pracy polskich sądów i ich skuteczność?
Polski sąd pracuje w sposób mało efektywny, praca jest źle zorganizowana. Niby widać w sądach komputery, ale spełniają one charakter bardziej dekoracyjny. Uzyskanie najdrobniejszej informacji w sekretariacie sądu staje się drogą przez mękę i sprowadza się za każdym razem do zaglądania przez panie pracujące w sekretariacie do kilku szaf i wielu ksiąg. Jak w średniowieczu. O godz. 15 praktycznie sądy są nieczynne. Te wszystkie przyczyny i wiele jeszcze innych powoduje, iż na jednego polskiego sędziego przypada znacznie mniej spraw niż na sędziego z Francji bądź Anglii. Sędziowie nie szanują czasu uczestników postępowania i ich pełnomocników. Często zdarzają się przypadki nie rozpoczynania o czasie spraw wyznaczonych na konkretną godzinę. Przypadki opóźnień i wielogodzinne wysiadywanie pod drzwiami sali sądowej są w sądownictwie polskim na porządku dziennym.
Organizacja pracy sądu pozostawia więc bardzo wiele do życzenia. A jak ocenia Pan merytoryczną wartość wyroków i postanowień sądowych?
Jeśli już po wielu latach zapadnie wyrok, to często jego uzasadnienie jest niezrozumiałe i pełne sprzeczności nawet dla strony wygrywającej. Tymczasem sędzia orzekający w imieniu Rzeczypospolitej, opłacany przez podatników, może sobie nonszalancko pozwolić na wypisywanie zdań nie mających logicznego sensu, a często na popełnianie podstawowych błędów stylistycznych i ortograficznych. Wygrałem kilka lat temu sprawę w sądzie w Bydgoszczy tylko dlatego, że pani sędzia sądu okręgowego popełniła w uzasadnieniu wyroku kilkadziesiąt błędów stylistycznych oraz ortograficznych, powodujących niemożność kontroli wyroku przez sąd apelacyjny.
Pokutuje przekonanie, iż nie można krytykować wyroków sądowych ?
Nie do przyjęcia jest w demokratycznym państwie prawnym, jakim chce być Polska uznanie, że nie komentuje się wyroku niezawisłego sądu. Tymczasem w demokracji wyroki sądowe nie tylko wolno, ale wręcz trzeba poddawać krytyce, gdy są niesprawiedliwe i niezgodne ze zdrowym rozsądkiem. W Polsce jednak nadal przekonuje się społeczeństwo, że nie komentuje się wyroków sądów, że nie należy tego robić, bo to osłabia autorytet władzy państwowej i wymiaru sprawiedliwości. A dlaczego nie? Czy sądy w Polsce to może Sąd Ostateczny ?
A jaka jest praktyka w tym zakresie w państwach Unii Europejskiej uznawanych za posiadające najbardziej profesjonalne systemy sądownicze?
We Francji, Anglii czy Niemczech, jeśli publicznie mówi się o jakimś procesie sądowym, nazwiska sędziów rozpoznających sprawę są podawane przez media do wiadomości publicznej właśnie po to, aby osoby wydające wyrok czuły ciężar odpowiedzialności, jaki na nich ciąży za wydanie sprawiedliwego i zgodnego z prawem wyroku. Tymczasem w Polsce, nawet w głośnych sprawach sędziowie pozostają anonimowi, tak jakby się czegoś bali, zawsze o nich mówi się bezosobowo na przykład „Sąd Rejonowy w Płocku wydał wyrok”. Należy pisać z nazwiska i imienia o tych sędziach, którzy wydają kuriozalne i absurdalne wyroki, bez ponoszenia za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. Sąd to są konkretni ludzie podlegający takiej samej krytyce jak prezydent, premier czy posłowie. Chodzi o to, aby sądy czyniły sprawiedliwość, a bezprawie nie było przypieczętowane prawem.
Czy Pan Poseł jako adwokat prowadzi sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu?
Już podczas wyborów mówiłem, że w przypadku wybrania mnie do Parlamentu Europejskiego zamierzam łączyć mandat posła z dalszym wykonywaniem zawodu adwokata. Reprezentując obywateli przed sądami polskimi mogłem jednocześnie skuteczniej bronić interesów polskich obywateli przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. W ten sposób wypełniam obietnicę złożoną podczas kampanii wyborczej mieszkańcom Mazowsza.