Jacek_Zalek

Żalek: Chciwa ręka rządu

26 Sierpień 2015

Ropa tanieje. Bardzo tanieje. Rok temu za baryłkę płacono ponad 100 dolarów. Obecnie – około 40-45, co oznacza powrót do cen z marca 2009 roku. Na moment oddajmy się danym statystycznym i prostym operacjom matematycznym. Przy cenie ropy powyżej 100 dolarów za baryłkę litr benzyny Pb95 kosztował w Polsce około 5,34 zł (dane z sierpnia 2014 roku). W przeciągu dwunastu miesięcy ropa potaniała o jakieś 56% – benzyna (obecna cena to 4,80 zł) o… 10%!

Obrońca koncernów paliwowych mógłby w tym miejscu powiedzieć coś o podatkach, kosztach produkcji itd. Zapewne byłoby w tym nieco prawdy, bo nawet ropę rozdawaną za darmo należy przetworzyć, jeśli chcemy użyć jej jako paliwa. Ale przyjrzyjmy się kolejnym liczbom.

W marcu 2009 roku, gdy ropa kosztowała dokładnie tyle samo, co teraz, litr benzyny (Pb95) w Polsce kosztował 3,80 zł. Na cenę z pewnością miał wpływ niekorzystny kurs wymiany walut – za euro płaciliśmy wówczas 4,70 zł. Gdybyśmy płacili tyle, co obecnie (4,20 zł), benzyna kosztowałaby… 3,30 zł.

Podsumowując – baryłka ropy kosztuje dziś tyle samo, co w marcu 2009, kurs wymiany walut jest znacznie korzystniejszy, ale cena benzyny (uwzględniając różnice kursowe) jest wyższa o jakieś 1,50 zł na litrze.

Nie jesteśmy bogatym krajem. Po zatankowaniu do pełna, olbrzymia część samochodów jeżdżących po polskich drogach zyskuje jakieś 35% na swojej wartości. To nie nasz wybór. To życiowa konieczność. Bezrobocie wymusza poszukiwanie zajęć z dala od domu. Nie piszę o tych, którzy nie znalazłszy żadnej pracy zdecydowali się na emigrację. Piszę teraz o tych, którzy – jeśli im się poszczęściło i znaleźli zajęcie – muszą dzień w dzień dojeżdżać do pracy po kilkadziesiąt kilometrów. Starymi, zdezelowanymi, i paliwożernymi samochodami. Bo tylko na takie ich stać. To w tych ludzi najbardziej uderza wysoka cena paliwa. Co więcej, to właśnie cena dojazdu często czyni pracę finansowo nieopłacalną.

Prosta matematyka pokazuje, że Polacy mogą płacić za paliwo o ponad 30% mniej niż obecnie. To jednak wymaga stanowczości ze strony rządu. Z jaką łatwością informowali nas o kolejnych podwyżkach, gdy tylko ropa drożała o kilka dolarów. Jak niewiele mają do powiedzenia teraz kiedy tanieje.

Niewidzialną rękę rynku zastąpiła chciwa ręka rządu. Interesy bogatych koncernów są ważniejsze niż interesy biednych kierowców. Nie da się? Trzeba to zrozumieć. Rząd patrzy w przyszłość – władza się kończy, bezrobocie dwucyfrowe, a o pracę ciężko. A może po prostu cena paliwa nie ma znaczenia dla tych, którzy wożą się po Polsce za pieniądze z budżetu? Może nawet nie dostrzegają lub dostrzec nie chcą, że ich finansowy status zbudowany jest na pieniądzach odebranych tym, dla których marzeniem jest auto za 5000 złotych, którzy Pendolino oglądają tylko na zdjęciach, a samoloty na lotniskach odprowadzając emigrujące dzieci i znajomych.

Chyba ktoś nas po prostu okrada.

W 2014 roku, podczas nieformalnej (a jakże!) rozmowy, prezes PKN Orlen S.A. pozwolił sobie na chwile jakże wesołych dla niego wspomnień:

…Ale słuchajcie, nie chciałem przy nim gadać. Jak była ta kampania 2011 r. i oni tam z cenami jechali cały czas, że paliwo po 6 zł PiS napierdalał. No i jest ta impreza w Focusie, już wiadomo, że wygraliśmy. Z Donaldem się spotykam i on: Teraz, kurwa, to paliwo może być nawet i po 7 zł [śmiech]…

źródło: jacekzalek.blog.onet.pl