Bielan: Ten scenariusz Tusk wymyślił już dawno temu

19 Wrzesień 2014

– Osobiście nie wierzę w bajkę o jakimś namawianiu Donalda Tuska do przyjęcia stanowiska szefa Rady Europejskiej. Jestem przekonany, że on sam o stanowisko w strukturach europejskich od dawna zabiegał. Są ku temu przesłanki… – mówi Adam Bielan, polityk Polski Razem Jarosława Gowina, w rozmowie z Dorotą Kowalską.

Jak się Panu podoba Ewa Kopacz w roli premiera? Wiele wskazuje na to, że najbliższy rok będzie dla Polski stracony. Pozycja Ewy Kopacz z oczywistych względów jest znacznie słabsza niż Donalda Tuska. Nie ma autorytetu w Platformie i jest traktowana jako lider przejściowy. Dlatego najwięcej czasu i energii będzie poświęcała na sprawy wewnątrzpartyjne. Odbywać się to musi kosztem rządzenia. Obawiam się również, że wciąż będziemy bombardowani argumentacją, że rok to za mało, aby cokolwiek zrobić, że rząd potrzebuje kolejnej szansy, kolejnych czterech lat pracy. Dlatego nic istotnego się nie wydarzy, ważne dla Polaków decyzje nie zapadną.

Ewa Kopacz w roli premiera nie jest dobrym rozwiązaniem, szczególnie w tak trudnym dla Polski momencie. Nie będzie nawet dobrym administratorem.

A jakie było lepsze? Donald Tusk miałby odmówić przyjęcia stanowiska szefa Rady Europejskiej? Osobiście nie wierzę w bajkę o jakimś namawianiu Donalda Tuska do przyjęcia stanowiska szefa Rady Europejskiej. Jestem przekonany, że on sam o stanowisko w strukturach europejskich od dawna zabiegał. W kwietniu 2012 r. od osoby odpowiedzialnej za kontakty Angeli Merkel z Davidem Cameronem usłyszałem, że kanclerz Niemiec przedstawiła polskiego premiera jako jedynego kandydata Europejskiej Partii Ludowej. Powtarzam – jedynego. Wówczas chodziło jeszcze o funkcję szefa Komisji Europejskiej. To się zmieniło na Radę Europejską w ostatnim roku z – jak sądzę – powodów językowych. W Komisji Europejskiej konieczna jest znakomita znajomość zarówno języka angielskiego, jak i francuskiego. Angela Merkel nie rozpoczęłaby kampanii na rzecz Donalda Tuska bez jego zgody. Więc ten scenariusz był pisany od dawna. Świadczy o tym także to, co działo się w kraju, na przykład to, iż na ostatnim kongresie PO, ponad rok temu, zmieniono statut Platformy tak, że jeśli przewodniczący partii z jakichś powodów ustępuje, pierwszy wiceprzewodniczący automatycznie przejmuje po nim ster. Nie bez powodu też od dłuższego czasu Grzegorz Schetyna był mocno marginalizowany. Chodziło o maksymalne osłabienie głównego rywala dla wybranki Donalda Tuska. Premier abdykuje w bardzo złym dla Polski momencie, choćby z powodu tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Teraz dojdzie do starć w Platformie, zmiany rządu, licznych przepychanek, co nie czyni naszego kraju stabilnym.

Myśli Pan, że politycy Platformy będą teraz walczyć o zajęcie jak najlepszych pozycji? To chyba oczywiste, że każda z frakcji będzie zabiegała o jak największe wpływy w partii, zwłaszcza przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, prezydenckimi, a potem parlamentarnymi. Ale są też w Platformie politycy, którzy mają jeszcze bardziej dalekosiężne plany. Przewiduje się, że Donald Tusk będzie chciał walczyć o prezydenturę w 2020 r. Nie od dziś jednak wiadomo, że myślał o tym również Radosław Sikorski. Awans premiera Tuska odbył się tak naprawdę jego kosztem i Sikorski doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie trzeba mieć zbytnio rozbuchanego ego, żeby poczuć się urażonym. Wiadomo było, że Sikorski do dawna stara się o jakieś międzynarodowe stanowisko. Chciał zostać sekretarzem generalnym NATO. Robił ogromną kampanię w zachodnich mediach. Nie udało się. Potem mówiło się, że Radosław Sikorski może zastąpić Catherine Ashton na stanowisku szefa unijnej dyplomacji. Podobno był gotowy odejść z Polski nawet na znacznie mniej prestiżowe stanowisko komisarza do spraw rozszerzenia Unii. Tymczasem okazało się, że był tak naprawdę „zającem” potrzebnym, by odwrócić uwagę od kampanii brukselskiej Donalda Tuska. Kiedy media rozpisywały się o Sikorskim, w ciszy załatwiane było stanowisko dla Tuska. Radosław Sikorski nie miał szans w tym starciu. Co więcej, został pozbawiony szans na zajęcie znaczącej pozycji w strukturach międzynarodowych na najbliższe kilka lat, ponieważ po tym, jak Donald Tusk został szefem Rady Europejskiej, żaden Polak podobnej propozycji już nie otrzyma. Radosław Sikorski został zmuszony zmienić swoje plany i ambicje. Dlatego – jak sądzę – zacznie mierzyć w prezydenturę. Już raz stratował przecież w prawyborach, które miały wyłonić kandydata Platformy na ten urząd. Stanowisko marszałka Sejmu – bo mówi się, że może przypaść właśnie jemu – może bardzo pomóc w realizacji tych planów. Będąc marszałkiem, miałby okazję rozmowy z posłami PO, tworzenia swojego zaplecza politycznego, jeżdżenia po kraju. Bronisław Komorowski tę szansę wykorzystał. Pytanie, czy Radosław Sikorski po tym, jak prowadził rozmowy z najważniejszymi politykami świata, będzie miał na takie kontakty ochotę, ale to już zupełnie inna kwestia. W każdym razie nie sądzę, aby ten ambitny polityk łatwo się poddał. I nie wykluczam, że po wyborach parlamentarnych, kiedy będzie wybierany nowy przewodniczący Platformy, to on rzuci rękawicę Ewie Kopacz.

Całość artykułu: polskatimes.pl