prof.Iglicka-Okolska

Iglicka-Okólska: Polska jest półkolonią

06 Luty 2015

Chodzi o to, abyśmy jednym głosem jako społeczeństwo – zarówno pracownicy, jak i pracodawcy – zaczęli mówić, że nie będziemy już dłużej zasobem taniej siły roboczej dla zachodnich gospodarek – mówi Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, 
ekonomistka, wiceprzewodnicząca Polski Razem.

Plus Minus: Czy Polska powinna wycofać się z reformy emerytalnej 
i wrócić do poprzednich zasad?

Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, 
ekonomistka, wiceprzewodnicząca Polski Razem: W dzisiejszych czasach, gdy żyjemy dłużej i zdrowiej, ludzie powinni pracować tak długo, jak mogą i chcą, ale to nie powinno i nie może być wymuszane ustawowo. W Polsce wiek emerytalny został podniesiony wyłącznie po to, aby ratować stan finansów, łatać dziurę budżetową i zmniejszać koszty niewydolnego państwa bez oglądania się na ludzi. Tymczasem przy wysokim bezrobociu przedłużanie stabilnych i trwałych kontraktów ludzi starszych oznacza zablokowanie potencjału młodzieży. Z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia to jest kompletny absurd. Na naszej uczelni mamy starszych profesorów, ale oni pracują na zlecenia. Nie blokują etatów młodym.

Młodzi na etaty, starsi na zlecenia? Co to ma wspólnego z uwalnianiem energii społecznej, skoro młody człowiek po prostu osiądzie na etacie?

Nie chodzi o osiadanie! Chodzi o stabilność perspektyw zatrudnienia przy jednoczesnej elastyczności rynku pracy. W USA jest największa liczba bankructw i zwolnień, a jednocześnie najłatwiej jest znaleźć pracę. Zakładam, że część ludzi na pewno będzie chciała mieć etat, bo wolą bezpieczeństwo pracy. I to też trzeba uszanować. Dostaną stabilny kontrakt, będą widzieć dla siebie stabilne perspektywy zawodowe, więc nie wyjadą z Polski. Ale inni będą chcieli prowadzić własną działalność gospodarczą. I to może uratować nasz rynek pracy. Rzecz jest nie tylko w formie zatrudnienia, ale również w dostępie do tanich kredytów, które otwierają różne możliwości. W Wielkiej Brytanii kredyt może dostać samotna matka, dzięki czemu jest w stanie stworzyć sobie miejsce pracy i zarabiać na życie. W Polsce to jest niemożliwe. Martwi mnie, że Polacy pod wieloma względami są zupełnie bierni. W Grecji PKB na głowę jest niewiele wyższe niż w Polsce, a Grecy negocjują, żeby minimalna płaca wynosiła u nich 750 euro, a więc prawie dwukrotnie więcej niż u nas, bo my mamy 1680 zł. Dlaczego w ogarniętej kryzysem i potężnie zadłużonej Grecji ludzie potrafią twardo coś wynegocjować z rządem, a u nas nie? Nie chodzi przy tym o to, abyśmy przeciwstawiali sobie różne grupy zawodowe, tak jak proponuje w tej chwili robić PO: a to górnicy chciwi, a to nauczyciele leniwi itp. Chodzi o to, abyśmy jednym głosem jako społeczeństwo – zarówno pracownicy, jak i pracodawcy – zaczęli mówić, że nie będziemy już dłużej zasobem taniej siły roboczej dla zachodnich gospodarek. Bo u nas się nie patrzy na ludzi. Łatwiej jest starszej kobiecie wydłużyć okres pracy za byle jaką pensję minimalną, niż walczyć o miejsca pracy dla młodych. A że przy tej okazji wypycha się kolejne młode pokolenia na emigrację, to już nikogo nie interesuje.

Powinniśmy się zorganizować i żądać płacy minimalnej jak w Grecji?

Oczywiście. Największą bolączką naszego kraju jest to, że staliśmy się zasobem taniej siły roboczej. Młodzi wyjechali, prawie cały majątek został sprzedany, za siedem lat skończy się ostatnia transza pieniędzy unijnych i zostaniemy z niczym. Kraj musi się budować na ludziach, a oni muszą wiedzieć, że jeżeli pracują, to coś z tego będą mieli. Nie można pracować za 1200 zł netto, bo to oznacza wegetację. W ten sposób nie zbuduje się bogactwa kraju. Na dodatek u nas ciągle pokutuje myślenie rodem z PRL. Wszyscy dostają mało, ale wielu ma jakieś chałtury, dwa–trzy etaty, obrywy typu kilometrówki. Młodzi ludzie też zaczynają w ten sposób żyć, bo widzą, że w przeciwnym wypadku będą biegać z pracy do pracy, żeby związać koniec z końcem. Za granicą tego nie ma. Tam ludzie żyją normalniej. Mają jednego pracodawcę, etat i to im wystarcza na życie oraz tanie skromne wakacje na Majorce. W Polsce ludzie nie mają na nic czasu, bo harują bez ustanku albo przygotowują się do emigracji.

źródło: rp.pl