Kowal: Zaskoczyć i zjednoczyć

04 Sierpień 2015

Nie jest łatwo odpowiadać na pytanie „czy będzie wojna?”, szczególnie że jasnowidz wróży ją na przyszły rok. Zresztą nie trzeba waszyngtońskich think tanków ani jasnowidza, żeby zobaczyć, że bezpieczeństwo Polski od dwóch lat okazuje się znacznie trudniejszą sprawą, niż się to wydawało polskim elitom po 1989 r. Są, rzecz jasna, i dobre wiadomości dla wystraszonych wojną, np. większe zainteresowanie Amerykanów i NATO obroną naszej części kontynentu. Uświadamiamy sobie jednak z bólem, że nikt nas nie przesadzi jak sadzonki kapusty z grządki w środkowej Europie w bezpieczniejsze rejony.

Pozycja prezydenta w wyobraźni Polaków jest szczególna. To paradoks, ale w kraju o tradycji republiki obywatele tęsknią za królem, bo tęsknią za jednością. Ludzie liczą – niezależnie od tego, czy będzie wojna, czy nie – że da im pewność, iż jesteśmy razem i bezpieczni. Zamiast sarkać na politykę Paryża, Berlina i Moskwy, zamiast się zastanawiać, czy nie jesteśmy obarczeni postkolonialnym syndromem, który ogranicza nam pole działania w Unii, czas powiedzieć sobie: nasze klęski i sukcesy rodzą się tu, nad Wisłą.

W jednej z pierwszych scen „Bitwy Warszawskiej” Jerzego Hoffmana premier Władysław Grabski słucha planów Piłsudskiego wyprawy na Kijów i nerwowo dopytuje: „Co na to Zachód?”. Wolał Piłsudski działającego z ociąganiem Witosa niż wystraszonego, skądinąd zasłużonego Grabskiego – dlatego zmienił premiera. Nie ma lepszej niż Hoffmanowska ilustracji polskiego przekonania, że się w polityce zagranicznej czegoś nie da, bo to się nie będzie podobało konkurencji. Szansa prezydenta Andrzeja Dudy tkwi w zdolności do przekroczenia tej polskiej psychologicznej granicy niemożności. Szansa nowego prezydenta polega na tym, że w kluczowych momentach nie zawaha się przed jakimś ruchem tylko z powodu opinii brukselskiego salonu.

Pewną walutą dyplomacji jest stabilność. Ale polityka zagraniczna wymaga oprócz obliczalności w oczach sojuszników także zdolności do ich zaskakiwania. Rzecz nie w samodzielnej wyprawie na wroga. Rzecz w tym, czego oczekuje sąsiadka w windzie pytająca o wojnę. I sąsiadkę, i przywódców Unii trzeba zaskoczyć tym samym: zdolnością do jednoczenia Polaków wokół strategicznych spraw. Sąsiadka, by spać spokojniej, potrzebuje pewności, że jako Polacy „jesteśmy razem”. Sojusznikom, którzy lubią wykorzystywać różnice polityczne w Polsce, też by się czasem – choć z innych powodów – przydało wysłać sygnał: w sprawach bezpieczeństwa Polacy grają w jednakowych koszulkach. Trudno dzisiaj sobie wyobrazić wielką koalicję w rządzie, na widok której zdziwiłoby się wielu strategów na Wschodzie i Zachodzie. Ale szansa prezydenta Dudy polega właśnie na tym, by przekonał partie, ekspertów, a także sąsiadki z różnych opcji politycznych, by na trudniejsze czasy znów byli jedną drużyną.

źródło: wprost.pl