prof.Iglicka-Okolska

Krystyna Iglicka-Okólska: Jak dzieci, to tylko na emigracji

14 Marzec 2014

Zarówno rodzina, jak i posiadanie większej liczby dzieci to marzenia, które w przypadku Polaków można realizować chyba tylko na emigracji. „Rzeczpospolita” bardzo by chciała, żeby w końcu stało się to możliwe także w Polsce. „Gazeta Wyborcza” i „Newsweek” – nie! – twierdzi Krystyna Iglicka-Okólska w swoim artykule w Rzeczpospolitej.

Gdy Bartosz Marczuk w „Rzeczpospolitej” 
(6 lutego 2014 r.) podał najnowsze dane Office for National Statistics (ONS), z których wynika, że polska emigrantka w Anglii i Walii ma średnio 2,13 dziecka, a w Polsce – według danych GUS – ten wynik to tylko 1,3 dziecka, podniósł się szum niedouczonych środowisk lewicowych wyśmiewających te dane i wskazujących na błędną metodologię wyliczeń.

„Newsweek” 7 lutego napisał: „Niestety, cytując klasyka, istnieje kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. A w tym wypadku chodzi o porównywanie dwóch statystyk prowadzonych według różnej metodologii, z czego jedna jest dodatkowo zniekształcona przez nadreprezentację młodych kobiet-emigrantek. Polki na Wyspach nie tak płodne, jak »Rzeczpospolita« by chciała. To nieprawda, że Polki rodzą więcej dzieci w Wielkiej Brytanii niż w Polsce. Badania nie biorą pod uwagę wszystkich danych”.

„Gazeta Wyborcza” słowami Dominiki Wielowieyskiej w artykule zatytułowanym „Polki na Wyspach chętniej rodzą dzieci niż w kraju? To mit. Ale są najdzietniejsze spośród imigrantek” dokonała dość karkołomnej manipulacji, powołując się na obliczenia think tanku Polityka Insight, które – cytując dosłownie – brzmią tak: „Według obliczeń Polityki Insight cząstkowy współczynnik płodności dla Polek w wieku 25–34 lat wynosi na Wyspach 0,112; dla kobiet w tym samym wieku w Polsce 0,095. Jeśli doliczyć młodsze i starsze Polki, które rodzą w Polsce, ale są mniej reprezentowane w Wielkiej Brytanii, łączna dzietność Polek w obu krajach pozostaje na zbliżonym poziomie”.

Włos się jeży

Jako nauczycielowi akademickiemu i demografowi włos jeży mi się na głowie i zanim odpowiem na pytanie, dlaczego dane dotyczące współczynnika dzietności Polek w Anglii i Walii oraz w Polsce podlegają takiej manipulacji, to muszę ekspertom Polityki Insight i piszącym lub powołującym się na nich dziennikarzom przypomnieć kilka fundamentalnych zasad dotyczących miary dzietności, jakim jest całkowity współczynnik dzietności (TFR – Total Fertility Rate).

Apeluję w tym miejscu również do środowisk naukowych o wprowadzenie w swoich macierzystych jednostkach podstaw nauczania demografii choćby w bardzo skróconej formie. Być może wyeliminuje to gafy ekspertów. Chyba że nie o brak wiedzy chodzi, ale o manipulację.

Otóż co pokazuje TFR?

1. Pokazuje, ile dzieci urodziłaby hipotetyczna kobieta w trakcie trwania życia, gdyby rozciągnąć wzorzec dzietności z danego roku na całe jej życie (w przypadku Anglii i Walii oraz Polski porównano dane spisowe za 2011 r.).

2. Łączna dzietność nie zależy ani od liczby kobiet, ani struktury kobiet według wieku.

3. Łączna dzietność zależy wyłącznie od sum cząstkowych współczynników płodności

4. Eksperci Polityki Insight dzielnie wyliczyli różnice w cząstkowych współczynnikach płodności dla grupy wieku 25–34 (a raczej dwóch grup 25–29 i 30–34). Zapomnieli, niestety, podać wartości współczynników płodności dla grup poniżej 20, 20–24, 35–39, 40–44 i 45–49. Dopiero zsumowanie współczynników płodności dla tych wszystkich grup wieku daje współczynnik dzietności, który dla Polek w Anglii i Walii jest powyżej zastępowalności pokoleń i wynosi 2,13, a dla kobiet w Polsce 1,3!

5. Jaki jest jeszcze wniosek z tych danych i wyliczeń: otóż zdecydowanie mniej liczne (niedoreprezentowane) w porównaniu z populacją Polski młode Polki w UK (20–24), jak i starsze (35–39) mają o wiele wyższe współczynniki płodności niż Polki mieszkające w Polsce.

Tak znaczne różnice we współczynnikach dzietności (przeszło 60 proc.) wskazują na, jak nazwali to Brytyjczycy, zachowania kompensacyjne Polek w Wielkiej Brytanii – realizację odłożonych marzeń i, co najważniejsze (a do czego środowiska lewicowe nie chcą się przyznać), brak zmiany kulturowej.

Kolejny fakt, który nam również przypomnieli, to znana zasada, że społeczności imigranckie się starzeją i z czasem ich dzietność jest coraz niższa. Zważywszy, że wyliczenia zrobione zostały na danych spisowych (2011 rok, w którym pionierzy emigracji z Polski byli już o siedem lat starsi), ta zasada w przypadku Polek również nie działa. Polki w starszych grupach wieku, czyli 35–44, miały bowiem zdecydowanie wyższą płodność niż Polki mieszkające w Polsce.

Pieniądze od Putina

Zarówno rodzina, jak i posiadanie większej liczby dzieci to marzenia, które można (w przypadku Polaków) realizować chyba tylko na emigracji. „Rzeczpospolita” bardzo by chciała, żeby w końcu stało się to możliwe także w Polsce. „Gazeta Wyborcza” i „Newsweek” – nie! Stąd te chichy i śmichy manipulujących i niedouczonych ekspertów.

Wielokrotnie podkreślałam, że Polska potrzebuje mądrej polityki rodzinnej, rozumiejącej, że rodzina stanowi dla Polaków jedną z najważniejszych wartości i że nie można tego zniszczyć. Czy kiedyś tak się stanie? Czy Polacy zrezygnowali już z tych marzeń, tak masowo wybierając emigrację? Według najnowszych prognoz GUS po 2050 r. może być nas 21 milionów.

Ostatnio w jednym z wywiadów zapytałam, czy na przyszłe emerytury (z powodu zapaści demograficznej) pieniądze pożyczy nam Władimir Putin. Czy tego chcemy? Obyśmy nie przespali swojej ostatniej szansy na zmiany w polityce demograficznej, tak jak Ukraina przegrała swoją pomarańczową rewolucję.