czarnecki

Marek Czarnecki: Jestem i będę adwokatem polskich spraw

19 Maj 2014

Marek Czarnecki – lat 55, były wojewoda bialskopodlaski i poseł do Parlamentu Europejskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Warszawie – Czarnecki & Bagińska, Adwokaci i Radcowie Prawni. Jako adwokat występuje przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu w obronie praw tych, którzy zostali oszukani i skrzywdzeni, tych których zawiódł polski wymiar sprawiedliwości. Mieszkaniec Łomianek w województwie mazowieckim.
„Jedynka” na mazowieckiej liście Polski Razem Jarosława Gowina w nadchodzących wyborach do Europarlamentu.

Zachęcamy do przeczytania wywiadu:

Czy Polska jest państwem prawa?

Badania opinii publicznej pokazują, że 51 % obywateli uważa, że dzisiejsza Polska nie jest państwem prawa, a 40 % Polaków negatywnie ocenia działalność wymiaru sprawiedliwości i uważa, że jest on skorumpowany, a przecież zaufanie do sądów jest podstawą zaufania do państwa. Ten głos opinii publicznej powinien być potraktowany przez rząd jako dzwon alarmowy.

A czy mógłby Pan podać jakieś konkretne przykłady potwierdzające te oceny?

Łamanie i nieprzestrzeganie prawa przez organy władzy publicznej w Polsce jest codzienną prak­tyką. Dochodzi do absurdów. Przypomnę przy­padek osiemdziesięcioletniej babci oskarżonej w procesie karnym o kradzież jednej kostki ma­sła, czy też tragedię rodziny Olewników oraz sa­mosąd we Włodowej, a także przypadek wypusz­czenia przez sąd z aresztu dwóch psychopatów znęcających się nad żonami. Jeden po uwolnie­niu zamordował szwagierkę i jej męża, gdyż nie podali mu miejsca ukrywania się żony. Drugi po wyjściu z aresztu spełnił uprzednio złożoną groź­bę i zabił żonę. Pamiętamy również sytuację, gdy sąd odmówił aresztowania pedofila, który po wyjściu z więzienia terroryzował ofiarę gwałtu i jej rodzinę. To tylko wydarzenia z ostatnich mie­sięcy nagłośnione przez media, a jest przecież znacznie więcej takich spraw, które do chwili obecnej nie zostały ujawnione publicznie.

Czy w związku z tym sędziowie nie powinni ponosić odpowiedzialności za wydane wyroki?

Zawód sędziego wiąże się z potężną władzą. Nikt, nawet premier, ani prezydent nie ma ta­kiej władzy nad obywatelami jaką ma sędzia. To sędzia bezpośrednio i często jednoosobowo decyduje o życiu człowieka (strach pomyśleć co by było, gdyby sędziowie mogli orzekać karę śmierci), o jego zdrowiu czy też majątku. Sę­dziowie, którzy wydają wyroki niesprawiedliwe i sprzeczne z prawem nie ponoszą żadnej od­powiedzialności. Ponad miarę rozbudowany immunitet sędziowski chroni skutecznie sę­dziów przed karą, nawet za przekroczenie do­zwolonej prędkości. Pociągnięcie do odpowie­dzialności sędziego za nierzetelną pracę i złe wyroki w Polsce jest praktycznie niemożliwe. Dotychczas nie zostali pociągnięci do odpowie­dzialności nawet najbardziej skorumpowani sę­dziowie stanu wojennego, którzy nadal zajmują najwyższe stanowiska sędziowskie. Wielu sę­dziów wówczas sprzeniewierzyło się przysiędze i poszło na współpracę ze służbą bezpieczeń­stwa, wielu wydawało wyroki zgodnie z polece­niami sekretarzy PZPR.

Dlaczego Polacy sądach czekają tak długo na wydanie wyroku?

Sprawy sądowe w Polsce toczą się błyskawicz­nie zazwyczaj tylko wówczas, gdy dotyczą osób z pierwszych stron gazet. Wyrok w sprawie Dody (znanej piosenkarki) i ustalenie czy pojawiła się na jakiejś imprezie bez majtek zajął sądowi trzy miesiące. Tymczasem sprawy zwykłych obywa­teli trwają latami. Gdy wyroki zapadają po la­tach, nikt już nie pamięta, o co chodziło w spra­wie, a kary stają się abstrakcyjne w stosunku do winy. Co sędziowie chcą w ten sposób osią­gnąć? Czy nie chodzi przypadkiem o ukrycie własnych błędów? Dlaczego sędziowie zasła­niają się złą procedurą? Dlaczego nie zapropo­nują jej usprawnienia?

Sędziowie bronią się przed takimi zarzuta­mi tym, że zarabiają za mało i że są prze­ciążeni nadmierną ilością spraw.

Rzeczywiście polscy sędziowie wolą żądać dla siebie coraz to wyższych pensji i urządzać „dni bez wokandy”, czyli mówiąc wprost strajkować. Sędziowie często tłumaczą to, że sprawy tak dłu­go się wloką nieodpowiednimi warunkami pra­cy, co nie jest prawdą. Jako poseł do Parlamen­tu Europejskiego bywałem w wielu sądach w An­glii, we Francji, czy też Niemczech i widziałem w jak skromnych warunkach pracują sędzio­wie. Mogę z całą odpowiedzialnością powie­dzieć, że nakłady na sądownictwo w Polsce są wyższe niż w większości krajów europejskich. Nie ma w Unii Europejskiej kraju, który wydaje więcej na sądownictwo.

W takim razie dlaczego jest tak źle?

Środki na sądownictwo są niewłaściwie wyda­wane. Większość pieniędzy przeznacza się na nowe budynki przypominające pałace (Trybunał Konstytucyjny w Warszawie) lub super nowocze­sne biurowce (Sąd Najwyższy – zupełnie nie­funkcjonalny lub Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie). Wyposażenia mebli nie powstydziliby się nawet prezesi najbogatszych prywat­nych spółek, tylko że oni muszą na to zarobić, a prezesi polskich sądów wydają bezsensownie pieniądze podatników. Tymczasem środki finan­sowe powinny być przeznaczone na kształce­nie sędziów, na wbijanie im do głowy, że sądy mają wymierzać sprawiedliwość, a nie tylko ślepo stosować prawo, tak jak w sprawie eme­rytki – kioskarki z Łodzi – pani Ewy Stokow­skiej oskarżonej o narażenie skarbu państwa na stratę 2 groszy i ukaranie jej przez sąd grzywną w wysokości 500 zł i kosztami sądo­wymi, co pochłonęło połowę jej emerytury.

A czy zgadza się Pan z postulatem sę­dziów, aby zwiększyć ich liczbę ?

Wytłumaczeniem ślamazarnej pracy sędziów również nie jest brak sędziów. Wśród państw europejskich mamy największą liczbę sędziów przypadających na obywatela oraz pracowni­ków sądowych. Pomimo to, sprawy jak się wlo­kły tak się wloką, a obywatele traktowani są jak natrętni petenci, którym robi się łaskę, że ich sprawę przyjmie się do sądzenia. A prze­cież za wszystko w sądzie obywatel płaci i to nieraz bardzo duże kwoty. Opłaty sądowe, wpi­sy, znaczki sądowe, obywatel nic nie ma za darmo, a pomimo to często jest traktowany z lekceważeniem i z brakiem elementarnej kultury. Aroganckie zachowanie sędziów pod­czas rozpraw, podnoszenie głosu, pokrzykiwa­nie na strony i pełnomocników, wykazywanie zniecierpliwienia przy przesłuchiwaniu świad­ków, czy stron, w szczególności przy zadawa­niu im pytań to zachowania, które można spo­tkać każdego dnia na sali rozpraw w polskim sądzie. Szczególnie jest to przykre w przy­padku młodych sędziów orzekających w spra­wach rodzinnych, którzy nie rozumieją, że dla każdej osoby występującej w sądzie obojętnie w jakim charakterze, jest to wydarzenie bar­dzo stresujące. Wielu sędziów albo zapomnia­ło, albo nie zna takich podstawowych słów jak: dziękuję, przepraszam czy dzień dobry.

Ma Pan ogromne doświadczenie w pracy przed polskimi sądami. Jak Pan ocenia jakość organizacji pracy polskich sądów i ich skuteczność?

Polski sąd pracuje w sposób mało efektywny, praca jest źle zorganizowana. Niby widać w sądach komputery, ale spełniają one cha­rakter bardziej dekoracyjny. Uzyskanie naj­drobniejszej informacji w sekretariacie sądu staje się drogą przez mękę i sprowadza się za każdym razem do zaglądania przez panie pra­cujące w sekretariacie do kilku szaf i wielu ksiąg. Jak w średniowieczu. O godz. 15 prak­tycznie sądy są nieczynne. Te wszystkie przy­czyny i wiele jeszcze innych powoduje, iż na jednego polskiego sędziego przypada znacz­nie mniej spraw niż na sędziego z Francji bądź Anglii. Sędziowie nie szanują czasu uczestni­ków postępowania i ich pełnomocników. Często zdarzają się przypadki nie rozpoczynania o cza­sie spraw wyznaczonych na konkretną godzinę. Przypadki opóźnień i wielogodzinne wysiadywa­nie pod drzwiami sali sądowej są w sądownic­twie polskim na porządku dziennym.

Organizacja pracy sądu pozostawia więc bardzo wiele do życzenia. A jak ocenia Pan merytoryczną wartość wyroków i postano­wień sądowych?

Jeśli już po wielu latach zapadnie wyrok, to czę­sto jego uzasadnienie jest niezrozumiałe i pełne sprzeczności nawet dla strony wygrywającej. Tymczasem sędzia orzekający w imieniu Rzeczy­pospolitej, opłacany przez podatników, może so­bie nonszalancko pozwolić na wypisywanie zdań nie mających logicznego sensu, a często na po­pełnianie podstawowych błędów stylistycznych i ortograficznych. Wygrałem kilka lat temu spra­wę w sądzie w Bydgoszczy tylko dlatego, że pani sędzia sądu okręgowego popełniła w uzasadnie­niu wyroku kilkadziesiąt błędów stylistycznych oraz ortograficznych, powodujących niemożność kontroli wyroku przez sąd apelacyjny.

Pokutuje przekonanie, iż nie można kryty­kować wyroków sądowych ?

Nie do przyjęcia jest w demokratycznym pań­stwie prawnym, jakim chce być Polska uznanie, że nie komentuje się wyroku niezawisłego sądu. Tymczasem w demokracji wyroki sądowe nie tyl­ko wolno, ale wręcz trzeba poddawać krytyce, gdy są niesprawiedliwe i niezgodne ze zdrowym rozsądkiem. W Polsce jednak nadal przekonuje się społeczeństwo, że nie komentuje się wyro­ków sądów, że nie należy tego robić, bo to osła­bia autorytet władzy państwowej i wymiaru spra­wiedliwości. A dlaczego nie? Czy sądy w Polsce to może Sąd Ostateczny ?

A jaka jest praktyka w tym zakresie w pań­stwach Unii Europejskiej uznawanych za posiadające najbardziej profesjonalne systemy sądownicze?

We Francji, Anglii czy Niemczech, jeśli publicz­nie mówi się o jakimś procesie sądowym, na­zwiska sędziów rozpoznających sprawę są po­dawane przez media do wiadomości publicz­nej właśnie po to, aby osoby wydające wyrok czuły ciężar odpowiedzialności, jaki na nich ciąży za wydanie sprawiedliwego i zgodnego z prawem wyroku. Tymczasem w Polsce, na­wet w głośnych sprawach sędziowie pozostają anonimowi, tak jakby się czegoś bali, zawsze o nich mówi się bezosobowo na przykład „Sąd Rejonowy w Płocku wydał wyrok”. Należy pi­sać z nazwiska i imienia o tych sędziach, któ­rzy wydają kuriozalne i absurdalne wyroki, bez ponoszenia za to jakiejkolwiek odpowiedzial­ności. Sąd to są konkretni ludzie podlegający takiej samej krytyce jak prezydent, premier czy posłowie. Chodzi o to, aby sądy czyniły sprawiedliwość, a bezprawie nie było przypie­czętowane prawem.

 

Czy Pan Poseł jako adwokat prowadzi sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu?

Już podczas wyborów mówiłem, że w przypadku wybrania mnie do Parlamentu Europejskiego zamierzam łączyć mandat posła z dalszym wykonywaniem zawodu adwokata. Reprezentując obywateli przed sądami polskimi mogłem jednocześnie skuteczniej bronić interesów polskich obywateli przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. W ten sposób wypełniam obietnicę złożoną podczas kampanii wyborczej mieszkańcom Mazowsza.