IMG_8380-7-5

Paweł Kowal: Dla Kijowa stabilizacja to za mało

25 Luty 2014

Dzisiaj na portalu Dziennik Polski, Paweł Kowal analizował sytuację na Ukrainie, dwa dni po przewrocie na szczytach władzy.

– Po obaleniu Janukowycza Rosja przegrała rundę w walce o Ukrainę. W jaki sposób może starać się odzyskać wpływy?

– Już w listopadzie, gdy prezydent Janukowycz zdecydował się na zwrot ku Rosji, mówiłem, że szampan na Kremlu jest otwierany zbyt szybko. Dzisiaj, gdy sytuacja się zmieniła, też myślę, że Rosja nie odda łatwo pola. Będzie używała wszystkich środków, które posiada. Dlatego, że ciągle ma różne instrumenty, aby wywierać na Ukrainę wpływ. Myślę o części oligarchów, którzy sprzyjają Rosji, o wielkich pieniądzach, które za tym stoją, o kontaktach w służbach specjalnych. Jest za wcześnie, aby mówić o porażce Rosji.

– Pytanie, jaka może być teraz jej strategia? Czy władze Kremla mogą grać na podział Ukrainy?

– Myślę, że dzisiaj to nie jest podstawowy element w rosyjskiej strategii. Pamiętajmy, że Moskwa zwykle bierze pod uwagę kilka scenariuszy jednocześnie. Teraz Rosjanie będą dążyli do tego, aby politycznie zagwarantować, że Ukraina nie pójdzie w kierunku Unii Europejskiej.

– Unia już zrozumiała, że musi przedstawić Ukrainie nową ofertę?

– W gruncie rzeczy to jest pytanie, czy chcemy na Ukrainie tylko stabilizacji. Wtedy ta oferta nie musi być bardzo szeroko zakrojona, wystarczy pomóc nowemu rządowi sprawować władzę. Mam wrażenie, że wielu polityków na Zachodzie skłania się do takiego wariantu. Natomiast nam powinno zależeć na innym programie – stabilizacja plus zmiana. Aby ci, którzy protestowali, dostali jasną perspektywę rozwoju we własnym kraju, bez wyjeżdżania za granicę albo podporządkowania się oligarchom. Z tego punktu widzenia plan ograniczający się tylko do stabilizacji nie jest wystarczający.

– Był Pan pierwszym politykiem, któremu pozwolono na rozmowę z Julią Tymoszenko, gdy przebywała w więzieniu. Dobrze ją Pan zna. Ma realną szansę na powrót do wielkiej polityki?

– Nie jest jeszcze jasne, jaką pozycję zajmie w nowym systemie. Na razie nie widać żadnego innego lidera. Natomiast wokół Tymoszenko rzeczywiście jest taka atmosfera – powiedziałbym – zniechęcania jej do aktywnego powrotu do polityki. „Niech Julia zostanie w domu, niech odpoczywa, a nawet doradza, ale niech się nie miesza do rozgrywek politycznych”. Takie głosy pojawiają się zarówno na Ukrainie, jak i na Zachodzie. Tymczasem, nie wchodząc w oceny Tymoszenko – które są ambiwalentne – trzeba przyznać, że ma w sobie tyle naturalnej charyzmy, iż może to się to skończyć takim scenariuszem, jak z Wałęsą w 1990 roku. Czyli elity będą przekonywać, że lepszy byłby ktoś inny, a ludzie i tak ją wybiorą.

W każdym razie w nowej ekipie nie widać wyraźnego lidera.

– A nie ma Pan wrażenia, że na Kliczce został zbyt szybko postawiony krzyżyk?

– Kliczko nie został liderem na taką miarę, jak się spodziewano. Na Majdanie bywał krytykowany. Teraz gra polityczna przenosi się do parlamentu, a tam szef Udaru też nie ma wystarczającej siły. Przy okazji wyrósł nowy lider, Petro Poroszenko i Kliczko stał się jednym z wielu.

– Janukowycz całkowicie znika z życia politycznego? A jeśli tak, jakie są szanse na postawienie go przed Trybunałem w Hadze?

– Jego odejście wydaje się przesądzone, bo odwróciła się od niego większość polityków z Partii Regionów. Społeczność międzynarodowa powinna naciskać na śledztwo w sprawie strzałów w Kijowie. Osoby winne należy sądzić także na gruncie międzynarodowym.

– Myśli Pan, że były prezydent pozostanie na Ukrainie?

– Wygląda na to, że także na wschodzie kraju nie uzyskał takiego poparcia, które pozwoliłoby mu zostać na Ukrainie i czuć się bezpiecznie. Dlatego jego przyszłość jest najpewniej poza granicami kraju. Albo w więzieniu.