Żalek: Ustawa o in vitro pisana jest pod dyktando klinik

29 Lipiec 2014

Ustawa o in vitro pisana jest pod dyktando klinik żyjących z niego i aborcji oraz firm farmaceutycznych i feministek – ostrzega poseł Polski Razem Jacek Żalek.

O projekcie ustawy o in vitro z posłem i prawnikiem Jackiem Żalkiem (Polska Razem), rozmawia Monika Odrobińska.

Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że projekt ustawy o in vitro wprowadza jednolite procedury i standardy, co zwiększy bezpieczeństwo pacjentów. Czy rzeczywiście tak jest?

Ten projekt ustawy to bubel prawny. Sprzeczny jest on z obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym, mówiącym o ochronie życia od poczęcia aż do śmierci. Jeśli to życie się zamraża i „przechowuje”, to dalekie jest to od ochrony. Z jednej strony ustawa mówi, że niszczenie zarodków „zdolnych do prawidłowego rozwoju” podlega karze więzienia do pięciu lat, a z drugiej strony zezwala na zamrażanie, które w dalszej perspektywie zakłada przecież zniszczenie zarodka. Ustawa nie podaje też definicji „zarodka zdolnego do prawidłowego rozwoju”. Na etapie zarodka trudno wykryć obciążenia genetyczne. Widać je dopiero, kiedy dziecko rozwija się w łonie matki – wtedy ma być możliwa legalna aborcja. Ustawa nie odpowiada na najważniejsze pytania: ile jest zarodków w momencie poczęcia, co się dzieje z tymi, które nie są implementowane. Nieprecyzyjny jest też zapis, które z zarodków mogą ulec unicestwieniu.

Projekt ustawy nazywa zabieg in vitro leczeniem niepłodności. Czy wprowadza w ten sposób społeczeństwo w błąd?

Można go nazwać co najwyżej „leczeniem bezdzietności”. Medycyna ma przywracać prawidłowe funkcjonowanie chorych organów – nie można tego powiedzieć o in vitro. Zabieg ten nie usuwa przyczyn niepłodności ani jej samej; po nim rodzice są tak samo niepłodni, jak przed nim. Dopóki nauka nie odpowie na pytanie, dlaczego komórkę jajową wybiera właśnie ten jeden spośród nawet 500 milionów plemników – bo nie jest to ani pierwszy, ani najruchliwszy, ani ten z najdłuższym ogonkiem – każdy zabieg in vitro jest eksperymentem. Jak groźnym, pokazuje to choćby ostatni przykład dziecka urodzonego w Szpitalu Bielańskim, bez połowy czaszki.

Całość artykułu: idziemy.com.pl