gowin

Gowin: PRJG to alternatywa dla „korwinistów”, którzy oczekują poważnego wolnorynkowego programu

25 Kwiecień 2014

„Przekonanie, że wszystkie dobre rzeczy, które zdarzyły się w Polsce, zdarzyły się dzięki Unii jest świadectwem mentalności postkolonialnej” – mówił w wywiadzie dla Polska The Times Jarosław Gowin.

Prezes PRJG tłumaczył dlaczego Polsce Razem bliżej do Korwina-Mikke niż do Solidarnej Polski, a także mówił co należy zrobić, aby Polacy zarabiali więcej.

 

Pan w kampanii zaśpiewa czy zatańczy?
Ani nie zaśpiewam, ani nie zatańczę. Za to objadę Polskę jeszcze dwa razy dookoła w ciągu maja.

Co takiego musi się stać, żeby polityk zaczął śpiewać dla wyborców?
Musi się nauczyć lekceważyć wyborców. Oczywiście wiem, że są politycy, dla których śpiew i inne formy rozrywkowego PR-u są naturalne. Ale śpiew Donalda Tuska odebrałem dokładnie tak samo jak Aleksandra Kwaśniewskiego tańczącego disco polo.

A może to akt desperacji. Premier wie, że gra o wszystko. I procent może zaważyć o przegranej PO.
Donald Tusk raczej nie ma powodów do desperacji. W sondażach Platforma idzie łeb w łeb z PiS-em. Jeżeli nic nie zmieni się na polskiej scenie politycznej, to w 2015 roku po wyborach parlamentarnych Tusk będzie mógł razem z Leszkiem Millerem zacząć realizować scenariusz otaczania PiS-u kordonem sanitarnym. Myślę, że śpiew Donalda Tuska nie jest jeszcze śpiewem łabędzim. Wynika nie tyle z desperacji, co z głębokiej niewiary zarówno w Polaków, jak i w siebie, w swoją politykę. Donald Tusk zaczął traktować politykę w kategoriach czystego PR-u.

Nie żałuje Pan, że odszedł z PO?
Nie było dnia, w którym bym tego żałował. Po pierwsze, dzisiaj czuję się człowiekiem wolnym. W Platformie miałem coraz silniejsze poczucie, że nie jestem na swoim miejscu, a – co gorsza – że moja obecność w PO jest dla wyborców czymś mylącym. Bo Platforma nie jest już ani ugrupowaniem konserwatywnym, ani wolnorynkowym, jak u zarania swojego istnienia. Platforma jest etatystyczną partią władzy. Główna grupa wyborców Platformy to urzędnicy. A to przecież ta partia miała uwalniać energię Polaków, stawiać na przedsiębiorczość. Po drugie, nie żałuję, że odszedłem z Platformy, bo odkąd rozpocząłem samodzielną drogę polityczną, przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz wiele razy. Dużo lepiej poznałem problemy, którymi żyją Polacy. Zrozumiałem też lepiej niż w czasach, gdy byłem w Platformie, jak niszczący dla Polski jest konflikt PO – PiS.

Ale dziś Tusk, objeżdżając Polskę, może wyborcom zaproponować środki europejskie. Będzie mówił, jak pomógł Ukrainie. Wszystkie karty w ręku ma Donald Tusk. To on może obiecać. Nie ma Pan wrażenia, że opozycja nie ma narzędzi, którymi może dysponować w tej kampanii?
Oczywiście, że konflikt na Ukrainie pomógł Tuskowi i Platformie odzyskać inicjatywę. To stało się bez jego zasługi. To taki prosty mechanizm psychologiczny, który powoduje, że w sytuacji napięcia międzynarodowego opinia publiczna skupia się wokół rządzących. Tusk nie pomógł Ukrainie. Nie odmawiam mu dobrej woli, ale jego polityka zakończyła się pełnym fiaskiem. Nie udało się zrealizować głównego celu prezydencji, czyli podpisać umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą.
Nie udało się Polsce zmobilizować naszych zachodnich sojuszników na czele z Niemcami do mocniejszego poparcia tych aspiracji Ukrainy. Dzisiaj to Angela Merkel jest jednym z głównych oponentów zaostrzenia polityki europejskiej wobec Rosji. Widać wyraźnie, że interes niemieckiego biznesu jest dla Angeli Merkel ważniejszy niż przyjaźń z Tuskiem czy jakiekolwiek porozumienia z Polską, nie mówiąc już o trosce o suwerenność Ukrainy.

Ale pozyskania środków europejskich nie można Donaldowi Tuskowi odebrać.
Zgoda, że udało się wynegocjować dobry budżet. Problem polega na tym, że kiedy oglądałem spot promujący UE, to ze zdziwienia przecierałem oczy. Z niego można wyciągnąć wniosek, że gdyby nie nasza obecność w Unii, to ani słońce by nie wschodziło, ani dzieci nie grałyby w piłkę. Przekonanie, że wszystko dobre, co się dzieje w Polsce, dzieje się dzięki Unii, to mentalność postkolonialna. Środki unijne to niewielka część polskiego PKB. Rozwój Polski zależy od tego, czy będą się rozwijać polskie firmy. I tu widać zaniechania Platformy. Przyjechałem na nasz wywiad prosto z akcji, którą prowadziłem razem z Pawłem Kowalem. Odwiedzaliśmy dziś kilkudziesięciu drobnych przedsiębiorców. Rozmawialiśmy o ich problemach, żeby skonfrontować nasz program gospodarczy z oczekiwaniami małych firm. Oni mają poczucie, że są traktowani przez polskie państwo jak obywatele drugiej kategorii. Są traktowani wrogo, z podejrzliwością. Urzędy państwowe są nastawione na rzucanie ludziom kłód pod nogi.

Nie chce Pan chyba powiedzieć, że środki europejskie nie pomogły Polsce, że kraj rozwinąłby się tak samo bez funduszy?
Oczywiście, że nie. Ale uważam, że nie trzeba do nich przywiązywać tak dużej wagi. Sposób, w jaki zostały wydane pieniądze unijne na ten idiotyczny spot, jest najlepszym dowodem na słuszność naszej tezy o potrzebie odchudzenia Unii. My mówimy: wielka Polska w małej Unii.

Trzeba w UE się rozpychać, dbać o nasz interes narodowy, a równocześnie trzeba odbiurokratyzować Unię i sprawić, aby ona nie była tak bezsensownie marnotrawna. Jeśli Małgorzata Kidawa-Błońska mówi, że spot w 85 proc. został sfinansowany ze środków unijnych, to jakie świadectwo wystawia i samej Unii, i swojemu rządowi? Że pieniędzmi europejskimi można palić w piecu! Ja się nie zgadzam na takie podejście: te pieniądze nie pochodzą z Marsa, ale zostały odebrane europejskim podatnikom, w dużej części też Polakom. Dlatego bulwersuje mnie ten spot, bo to marnowanie 7 milionów złotych z pieniędzy podatników.

Co jest Pan w stanie zaproponować wyborcom, czego im Platforma nie obieca?
Nawet ci, którzy nie zgadzają się ze mną politycznie, wiedzą, że ja i inni politycy Polski Razem, na czele z Pawłem Kowalem, traktujemy nasze słowa poważnie. Jeżeli ja jako minister zapowiedziałem, że doprowadzę do deregulacji, to mimo że nikt nie dawał mi szans, to 150 zawodów jest już uwolnionych. Tak samo dotrzymam słowa, gdy mówię, że obniżymy podatki, a równocześnie wyrównamy szanse polskich przedsiębiorców i inwestorów zagranicznych. Przygotowaliśmy projekt zmiany systemu podatkowego: przez wprowadzenie podatku obrotowego, który będą płacić nie tylko polscy przedsiębiorcy, ale też zagraniczne koncerny. Tak zrobił Viktor Orbán. Polacy mogą być pewni, że postawię wszystko na szali, aby ten cel zrealizować.

Ile miast przejechał Pan w czasie kampanii?
Dla mnie ten objazd zaczął się w lipcu tamtego roku od rywalizacji z Donaldem Tuskiem o stanowisko przewodniczącego Platformy. Jestem nieustannie w drodze. Gdyby pani mnie zapytała, gdzie spędziłem najwięcej czasu, to powiedziałbym, że w podróżach. Tych miast było już dobrze ponad 200.

Samo objeżdżanie Polski to za mało, by odnieść sukces, budując partię. Tekst z naTemat sprzed miesiąca: „Wipler odszedł, Migalski rezygnuje, Kowal wybiera się do Platformy”. Waszym największym problemem jest wewnętrzne rozbicie.
Z tych trzech elementów artykułu prawdą było tylko rozejście się naszych dróg z panem posłem Wiplerem. To jest sprawa zamknięta. Nie będę wracał do przyczyn tego rozejścia się. Był taki okres, kiedy konkurencyjne ugrupowania próbowały zbudować wrażenie, że Polska Razem pęka. Najpierw słyszeliśmy, że się podzielimy. Potem, że nie zbierzemy podpisów. Teraz słyszymy, że nie przekroczymy progu. Nie rozbiliśmy się, podpisy zebraliśmy i zarejestrowaliśmy się jako pierwszy komitet w Polsce: przed partiami z ogromnymi dotacjami państwowymi. Dlatego jestem pewien, że przekroczymy próg wyborczy. Chociaż część sondaży jest dla nas niekorzystna, to istotne jest to, że nasi wyborcy to ludzie o większej świadomości politycznej: wyborcy dobrze sytuowani, wykształceni. Również konserwatywni. Dzisiaj w sondażach wyraźnie widać mobilizację elektoratu konserwatywnego. To wszystko powoduje, że nasi wyborcy przy niskiej frekwencji przy urnach wyborczych będą mieli do powiedzenia więcej niż w sondażach.

Ostatnie badania pokazują 5-procentowe poparcie. 5 proc. i nie więcej?
Przy niskiej frekwencji, a taka się zapowiada, wyniki mogą być zaskakujące. Ja liczę, że będziemy mogli mieć 7-8 proc. i zdobędziemy cztery mandaty. 5 proc. to nasz plan minimum.

Jak podobał się Panu spot Marka Migalskiego? Nie był szowinistyczny?
Już samo to, że pani pyta mnie o ten spot, pokazuje, że Marek Migalski osiągnął swój cel. Polska Razem jest ugrupowaniem pluralistycznym, również jeżeli chodzi o poczucie humoru czy taką wrażliwość w prowadzeniu kampanii. Do mnie ten spot zupełnie by nie pasował. W wizerunek Marka Migalskiego wpisał się bardzo dobrze i zwiększył jego szanse na dobry wynik.

Nieważne, jak mówią, byleby nie pomylili nazwiska?
Nie jest tak. Ten spot nie naruszył granic dobrego smaku. Był ironiczny, mocny, ale moim zdaniem nie był ani seksistowski, ani obraźliwy. Tu nie chodziło o promowanie nazwiska, ale dokonań. Ostatecznie Markowi udało się osiągnąć założony cel: przekierował dziesiątki tysięcy internautów na stronę internetową, na której podsumowuje swoją dotychczasową pracę w Parlamencie Europejskim.

Stawia Pan dziś na wygraną Platformy czy PiS-u?
Patrząc na ilość popełnianych błędów przez PiS, dużo bardziej prawdopodobne jest to, co jeszcze miesiąc temu wydawało się niemożliwe, czyli wygrana Platformy. Sądzę, że wyniki będą wyrównane. Ale gdybym dzisiaj miał obstawiać, to dawałabym dwuprocentową przewagę Platformie.

Dlaczego nie wyszło wam połączenie z Solidarną Polską?
Propozycja rozmów wyszła od kolegów z Solidarnej Polski. Skonsultowaliśmy ją wśród naszych członków i reakcja była zdecydowanie negatywna. Nie ukrywam, że ja również byłem przeciwny tej koalicji ze względu na bardzo poważne różnice programowe w sprawach gospodarczych. W tych sprawach Solidarna Polska jest na lewo bardziej od PiS-u. My jesteśmy partią wolnorynkową. Dużo przychylniej nasi wyborcy, na co wskazują badania, przyjęliby koalicję z Nową Prawicą. Tu jest trzon wspólnych poglądów gospodarczych. W tej koalicji przeszkodą jest niestety zarówno skrajny eurosceptycyzm Janusza Korwin-Mikkego, ale też jego język i zamiłowanie do kontrowersji przekraczających granicę dobrego smaku. W przeciwieństwie do Nowej Prawicy my nie snujemy mrzonek o rozwaleniu Unii. Mamy też bardzo odmienne podejście do sprawy Ukrainy. Wiem, że na Ukrainie są środowiska skrajnie nacjonalistyczne, ale mówienie przez Korwina, że to Unia Europejska destabilizuje Ukrainę i jeszcze robi to przy pomocy polskich terrorystów, to świadectwo, delikatnie mówiąc, znacznego oderwania od rzeczywistości za naszą wschodnią granicą.

To nie jedyne radykalne hasła Janusza Korwin- Mikkego. Na resztę by Pan przystał?
Janusz Korwin-Mikke od dziesięcioleci jest niestrudzonym orędownikiem wolnego rynku. Problem w tym, że popierający go internauci znają Korwina faktycznie z poglądów gospodarczych. Ma ogromne zasługi w ich promowaniu. Niestety już bardziej tradycyjni wyborcy będą patrzeć na niego głównie przez pryzmat niepoważnych wypowiedzi, bez których nie umie żyć. Polska Razem to nie tylko czytelna alternatywa dla zmęczonych wojną Tuska z Kaczyńskim, ale też dla tzw. korwinistów, którzy wyrośli już z młodzieńczego radykalizmu i oczekują poważnego programu wolnorynkowych reform.

Obserwuje Pan Tuska i Kaczyńskiego w kampanii. Zradykalizowali się?
Retoryka Tuska w tej kampanii to retoryka PiS-u. Wielkim paradoksem może być, że Platforma wygra wybory europejskie dzięki przejęciu języka PiS-u i pewnej diagnozy sytuacji międzynarodowej: słusznej tezy braci Kaczyńskich, że powinniśmy stawiać na budowę wspólnoty państw środkowoeuropejskich. To jest ta koncepcja polityki jagiellońskiej.

Do jakiego polityka zachodniego przyrównałby Pan Tuska i Kaczyńskiego?
Donald Tusk jest gorszym wydaniem Tony’ego Blaira. Wszystkie socjotechnicze sztuczki zostały podpatrzone u Blaira. Tylko że Blairowi te sztuczki do czegoś służyły, on próbował zmieniać Wielką Brytanię. Donald Tusk tylko trwa przy władzy. Z kolei Jarosław Kaczyński jest gorszym wydaniem Viktora Orbána. Jest człowiekiem niezwykle inteligentnym o głębokim patriotyzmie. Dobrze rozumie, czym jest interes państwa, racja stanu. Zawęża jednak swój krąg wyborców tak bardzo, że można odnieść wrażenie, że nie chce wygrać wyborów. Uważam, że to wrażenie jest błędne. On chce rządzić w 2015 roku.

A siebie do jakiego polityka by Pan porównał?
Ja ciągle jestem politykiem na dorobku i nie śmiem porównywać się do innych polityków. Mogę tylko powiedzieć, że do wyborców podchodzę poważnie. Gdyby tak nie było, siedziałbym nadal w Platformie i czekał na koniec ery Donalda Tuska.