Euromaidan_Kyiv

Wszystkie grzechy Europy

24 Luty 2014

Polska powinna wymusić powołanie komisji badającej masakrę w Kijowie. Papiery płoną, a łuski się gubią, jak pokazał nam proces zabójców górników z Wujka – polecamy tekst Pawła Kowala i Maćka Wapińskiego w dzisiejszej Rzeczpospolitej.

Wraz z odejściem Wiktora Janukowycza i powrotem Julii Tymoszenko Europa dostaje kolejną szansę na zmazanie grzechu zaniechania popełnionego po pomarańczowej rewolucji, gdy nie zrobiono wiele, by pociągnąć Ukrainę na Zachód – piszą eksperci.

Za mało i za późno – tak działania Stanów Zjednoczonych na Ukrainie opisał znany brytyjski dziennikarz Edward Lucas. Tym bardziej dotyczy to Unii Europejskiej. W sierpniu zeszłego roku Europa nie zareagowała na rosyjską blokadę ukraińskich towarów. A to właśnie wtedy należało podpisać gotową już umowę stowarzyszeniową. Tylko fakty dokonane mogły wyprzedzić rzeczywistość.

Pod setkami stron papieru

Tymczasem poza obietnicami świetlanej przyszłości Ukraińcy nie doczekali się otwarcia rynku ani gwarancji „ubezpieczenia” procesu transformacji. 20 miliardów euro pomocy, które miała ponoć otrzymać Ukraina po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, zostały zakopane pod setkami stron papieru.

W decydującym momencie negocjacji pojawił się ostry w tonie list Międzynarodowego Funduszu Walutowego do ówczesnego premiera Mykoły Azarowa z żądaniem natychmiastowych podwyżek cen gazu dla odbiorców indywidualnych. MFW apelowało o to od dawna, ale postawienie sprawy tak ostro, gdy ważyło się podpisanie umowy stowarzyszeniowej, było kontrproduktywne.

Kreml to wykorzystał i rzucił na stół konkret. Gdy w listopadzie ubiegłego roku Władimir Putin publicznie naciskał na władze w Kijowie, unijni decydenci nie mieli czasu, żeby chociażby zadzwonić na Ukrainę. Gdy ludzie drugi miesiąc marzli na Majdanie, Rada UE unikała tematu Kijowa jak ognia, a posłowie w PE bali się zaapelować jednoznacznie o zniesienie wiz. Wszyscy ograniczali się do świętego oburzenia.

Odebrane nadzieje

Grzech zaniechania bywa katastrofalny w skutkach. Dopiero śmiertelne strzały w Kijowie spowodowały, że Unia po raz pierwszy zaczęła mówić o potrzebie nowego planu, nowej propozycji. Był to krok spóźniony co najmniej o miesiąc.

Unii zabrakło energii do wykorzystania okresu zawieszenia broni między władzą a protestującymi. Zmarnowaliśmy czas na działanie. Słynne „F… UE” wypowiedziane przez Victorię Nuland, a upublicznione przez przeciwników zmian na Ukrainie, zaczęło rządzić w relacjach UE–Stany Zjednoczone. Zamiast pokazać konkretny plan, unijne persony dały się naciągnąć na wrzutkę z podsłuchami dyplomatów. Jakakolwiek koordynacja działań ustąpiła miejsca bezsensownym przepychankom.

Przez ten czas zmienili się ci, którzy jeszcze w listopadzie manifestowali chęć współpracy z Unią Europejską. Pozwoliliśmy im się zradykalizować, zabraliśmy im nadzieję. Punktem zwrotnym była masakra 
17 i 18 lutego.

Misja ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji: Radosława Sikorskiego, Franka-Waltera Steinmeiera i Laurenta Fabiusa, osiągnęła cel, bo zatrzymała przelew krwi i dała opozycji czas na przeorganizowanie się i skonstruowanie nowej większości w Radzie Najwyższej. Była jak kamień, który ukraińskiej lawinie nadał nową dynamikę. Ugoda z 20 lutego była przede wszystkim zawieszeniem broni oraz gwarancją zmiany konstytucji. Wszystko inne było od początku pro forma. Rosjanie dali Europie prezent, bo to oni pierwsi odmówili podpisu.

Kuć żelazo

Wraz z odejściem Wiktora Janukowycza i powrotem Julii Tymoszenko Europa dostaje kolejną szansę na zmazanie grzechu zaniechania z 2005 roku, gdy po pomarańczowej rewolucji nie zrobiono wiele, by pociągnąć Ukrainę na Zachód. Teraz najpilniejsze sprawy to zniesienie wiz i nowy plan dla Ukrainy. Powinien się on rozpocząć od konferencji, w której wzięliby udział przedstawiciele Unii, Stanów Zjednoczonych i międzynarodowych instytucji finansowych. Trzeba wykorzystać zainteresowanie świata Ukrainą i kuć żelazo, póki gorące.

Konieczne jest stworzenie nowej oferty, opartej na zasadzie „wsparcie za reformy”. Bez pieniędzy nie ma transformacji, a zmiany polityczne to dopiero początek drogi. Nowe podejście do Ukrainy nie może się opierać na założeniu, że wystarczy nam stabilizacja i święty spokój. Święty spokój dzisiaj to kolejny Majdan za kilka lat.

Mamy też zobowiązanie moralne – Polska powinna w organizacjach międzynarodowych wymusić powołanie komisji badającej masakrę w Kijowie. Papiery płoną, a łuski się gubią, jak pokazał nam proces zabójców górników z Wujka. W interesie nas wszystkich jest, by podobne wypadki się nie powtórzyły. Ci, którzy wydali broń i rozkazy do użycia jej na cywilach, nie powinni mieć spokojnego miejsca w Europie, Stanach ani nigdzie indziej. Inaczej Ukraina przez lata nie otrząśnie się z traumy.

Aktywniejsza Polska

Polska przegra ten moment w historii, jeśli nie zrozumie, że może nadawać ton w polityce UE wobec Ukrainy, ale po pierwsze, sama musi być aktywniejsza. Jeśli Unia i tym razem nie skorzysta z szansy od losu – zostanie przez swoich konkurentów na świecie potraktowana w innych sprawach tak, jak będzie na to zasługiwała.

Rosja w wyścigu o rolę w Europie Środkowej pędzi starą czarną wołgą. Łatwo ją wyprzedzić, ale trzeba wreszcie ruszyć z miejsca.